Mad Max: Fury Road

blog-madmax

Mówiąc o retro nie da się nie wspomnieć o nowej części Mad Maxa, która mocno nawiązuje stylistyką do kultowego „Road Warrior”. Jeżeli ktoś jeszcze nie widział to nie ma się nad czym zastanawiać tylko uderzać do kina. Chociaż od mojego seansu minął ponad tydzień to wciąż buzuje mi w głowie szaleństwo które widziałem na ekranie. Reżyser George Miller wrzucił na ruszt wszystko co trzeba: post-nuklerany brudny świat, stare samochody ryczące obleśnie wielkimi silnikami V8, gigantyczne cysterny, szalonych przerysowanych bossów i kolesia naparzającego na gitarze skrzyżowanej z miotaczem ognia jadącego na ciężarówce zabudowanej głośnikami.

Całość w wizualnej orgii pościgów po pustyni, eksplozji, ciągłego naparzania z gnatów i kaskaderskich popisów jakich dawno nie było. Do tego soundtrack który basem wymasował mi nerki. Na czele kawałek „Brother in Arms” po którym nic już nie będzie takie samo. To w jaki sposób połączono go z zadymą na ekranie wspięło się na wyżyny filmowej epickości ( fragment od 3.05 ).

https://www.youtube.com/watch?v=MaL6NxTvWRM

Na taki film czekałem kilka lat. To prawdziwy hołd dla kina lat 80-tych z czystą akcją bez przesadzonych efektów komputerowych. Podczas oglądania prawie wyrwałem fotel z wrażenia. Po napisach nie chciałem wychodzić z kina, chciałem zostać na drugi seans. To będzie „Blu-ray day one”