Conan

Conan, wszędzie Conan. Bardziej od książek Howarda interesowały mnie obydwa filmy w których Arnold siekał wrogów mieczem na plasterki. Na ekranie mało mówił i grał głównie mięśniami. Jego postać zawitała też na okładkę fantastyki w styczniu 1985 roku co już samo w sobie było zachęta do kupna miesięcznika.

Z kolei Barbarian na 8-bitowce nie był wprawdzie filmową ani literacką adaptacją, ale udało mu się skutecznie podszyć pod cymeryjskiego wojownika. Najpierw Psygnosis wypuścił swoją wersję w której moim zdaniem jedyną fajną rzeczą była grafika na okładce. Za to Barbarian od Palace wyszedł kapitalnie – bijatyka 1 na 1 cofała fabularnie wydarzenia do epoki żelaza prezentując brutalne starcia osiłków odzianych w skóry i sandały. Gra bezpardonowo wprowadzała kontrowersyjne elementy na ekrany domowych komputerów. Krew, odrąbywanie głowy i skąpo odziana Maria Whittaker na okładce były tym czego oczekiwał każdy nastolatek. Dodam, że ta umowna brutalność kilku pikseli była obok „golizny” powodem całkowitego wstrzymania sprzedaży Barbariana w Niemczech.