Bijatyki w 3D

Chodzone bijatyki – jedne z żelaznych pozycji jakie można było kiedyś znaleźć w salonach arcade zaczęły odchodzić na emeryturę gdzieś w połowie lat 90-tych. Po pierwsze w pewnej chwili dwuwymiarowe sprite’y przestały być atrakcyjne i wszyscy patrzyli w kierunku 32-bitowych konsol. Po drugie dało się odczuć zmęczenia materiału skoro w tym gatunku wymyślono już w zasadzie wszystko i gracze czuli się znużeni kolejnymi klonami wrzucanymi na rynek. Liczono, że odsiecz w postaci grafiki  3D tchnie nowe życie w skostniały gatunek.  Najpierw na automatach wypuszczono Die Hard Arcade luźno bazujący na pierwszej części filmu Szklana pułapka , który wykorzystywał w  pełni oteksturowane modele postaci i otoczenia. I chociaż gra robiła niesamowite wrażenie to niestety była tak krótka, że bijatykę w Nakatomi Plaza kończyło się w kwadrans. Kolejnych produkcji było jak na lekarstwo i wydawało się, że to już koniec gatunku aż pewnym momencie pojawił Spikeout od Segi, którego wykonanie deklasowało konkurencję. Dostaliśmy duchowego następcę Final Fight w rewelacyjnej oprawie 3D, która wtedy była możliwa do osiągniecia tylko na automatach dzięki niezwykle potężnej płycie Model 3. Po raz ostatni udało się w graczach obudzić głód walki na niebezpiecznych ulicach miasta.

Po roku 2000 nowe chodzone bijatyki, które pojawiły się na rynku można policzyć na palcach jednej ręki ( Bouncer, Castel Crashers, Scott Pilgrim ). Było też kilka prób remasterów klasyków Double Dragon i Final Fight, ale żadna z nich nie zawojowała rynku. Wszystkie atrakcyjne pomysły zostały już wykorzystane, a główna siła napędowa czyli walka w kooperacji kilku osób przed jednym monitorem umarła wraz końcem ery salonów arcade i rozwojem gier sieciowych. Dobrze, że przynajmniej została nam tak bogata spuścizna gatunkowa.