Sonic w kinie

Właśnie pojawił się trailer filmu „Sonic the Hedgehog” i przewiduję, że wpadnie do wora pełnego crapowatych filmów na stworzonych w oparciu o popularne gry video. Zapowiedź oglądacie na własne ryzyko, tego nie da się odzobaczyć

Cabal!

Okay, niby akcja działa się na jednym ekranie bez żadnego scrollowania, ale ile tu było dynamiki! Komandos albo dwóch jeśli grało się z kumplem kontra reszta świata. Potok przeciwników zalewających ekran – szeregowi żołnierze, pojazdy opancerzone, helikoptery. Do tego demolka otoczenia z rozpadającymi się umocnieniami i budynkami. Jakby to określili w Bajtku „Palec nie schodzi ze spustu po całym dniu szkoły. Stosy trupów, hektolitry krwi, tony żelastwa!” CABAL

Cień Czarnobyla

Stalker nie jest jeszcze retro, ale powoli dojrzewa. Wersja kolekcjonerska tej gry wydana w tej formie tylko w Polsce to był prawdziwy opad szczęki. Do metalowej puszki oprócz nośnika wrzucono instrukcję, mapę, dziennik Stalkera, naklejki oraz coś na ząb. Jest więc napój energetyczny na poprawę formy i cukierki udające tabletki antyradiacyjne. Obydwu na wszelki wypadek nie ruszałem i raczej nie zamierzam bo data ważności minęła dekadę temu.

Crash na ostro

Z Crashem od początku do końca jego istnienia nierozerwalnie związana była postać Oliviera Freya, który jest autorem prawie wszystkich okładek tego pisma. Brytyjski rysownik miał swój niepowtarzalny styl w którym potrafił doskonale uchwycić klimat świata gier komputerowych. Czegóż w jego grafikach nie było? – statki kosmiczne strzelające z działek laserowych, żołnierze prujący seriami z karabinów otoczeni czołgami i helikopterami czy walczące ze sobą fantastyczne bestie. [Czytaj dalej…]

Pocztówki

Takie piękne zestawy pocztówek ze starym dobrym pixel-artem wysyłam do naszych wybranych widzów wspierających porgram Loading w serwisie Patronite.pl.  Na żywo prezentują się niesamowicie!

Dwie mapy

Mapa do Ghost’n’Goblins z Crasha (X.1986) i jej przerysowana kopia w Bajtku (IX.1987). Wtedy to była dość powszechna praktyka  Swoją drogą dla mnie absurdalnie trudna gra w której ginąłem w niej na potęgę i nigdy nie przeszedłem dalej niż do drugiego etapu.

007 którego nie było

W latach 1990-1994 na skutek różnych zawirowań z prawami do marki Jamesa Bonda nie ukazał się żaden nowy film z jego udziałem co wcale nie powstrzymało deweloperów przed wydaniem kolejnych gier w których brytyjski agent walczy o bezpieczniejsze jutro. Wtedy też ukazało się Octopussy prawdopodobnie najmniej znana pozycja z tej serii. Napisana na Spectrum przez Słowacką (!) firmę Ultrasoft nie została nigdy oficjalnie wydana na zachodzie. Rozprowadzano ją własnym nakładem na lokalnym rynku nie posiadając przy okazji żadnych praw licencyjnych od wytwórni MGM. O grze nie usłyszał zapewne żaden duży wydawca i szkoda bo trzeba przyznać, że programiści odwalili kawał solidnej roboty. Przede wszystkim wzrok przykuwała świetna jak na ZXa grafika z dużymi dobrze animowanymi sprajtami postaci oraz starannie przygotowana sceneria przypominająca znane z filmu indyjskie miasto Udaipur. Rozgrywka to klasyczny action-adventure – zbieranie przedmiotów do spółki z machaniem joystickiem. Jedyne co w grze nie wyszło to okropne popiskiwanie ze spectrumowego bzyczka i ekran tytułowy starający się naśladować kinowy plakat. W oryginale 007 oplatają kobiece ręce które w komputerowej wersji przypominają macki obcej istoty z odległej galaktyki…

Ogniste ptaki

Jak się wczuć w 16-bitowy symulator? Odpalasz Gunship 2000 z czterech amigowych dyskietek, analizujesz oryginalną instrukcję plus opis z  Computer Studio zapamiętując do czego służą kolejne klawisze i przyrządy pokładowe, ale wcześniej oglądasz  jeszcze film Ogniste Ptaki na zdartym VHS w sam raz dla podkręcenia klimatu. I już można lecieć

Fate of Atlantis – jak powstała gra?

Ostatnio dłubałem przy materiale pokazujacym jak „od kuchni” wyglądało tworzenie mojej ulubionej gry wszech czasów czyli Fate of Atlantis. W odcinku zobaczycie min. szkice koncepcyjne, pierwotną wersję silnika SCUMM na którym hulała beta wersja, niewykorzystane lokacje i parę innych ciekawostek wydobytych z czeluści retro

Pierwszy lot X-wingiem

Musiało minąć sześć lat od kinowej premiery zanim Nowa Nadzieja doczekała się swojej pierwszej komputerowej adaptacji. Ale warto było czekać ponieważ fani wreszcie dostali możliwość wskoczenia do kokpitu X-Winga i na własną rękę zmierzenia się z potęgą Imperium. Tytuł nazwany po prostu Star Wars dostępny na automatach ( z późniejszymi portami na komputery domowe ) okazał się niesamowitym spektaklem trójwymiarowej wektorowej grafiki, muzyki Johna Williamsa i dynamicznej akcji dziejącej się na ekranie. Gra bazowała na finalnych scenach Nowej Nadziei rozgrywających się podczas nalotu na Gwiazdę Śmierci. Trzy etapy obejmujące walkę z myśliwcami TIE, niszczenie dział na powierzchni i wreszcie szalony lot w szybie stacji bojowej były esencją tego co wiązało się z filmem Lucasa. Powiedzmy szczerze – każdy chciał poczuć się jak Luke Skywalker odpalający torpedy w kierunku wąskiego szybu wentylacyjnego, a ta gra dawała te emocje. Zresztą oryginalny automat arcade w wersji tzw. Deluxe przypominająca kokpit gwiezdnego myśliwca z dużym ekranem i solidnymi głośnikami z których dobiegał głośników głos Bena „Use the Force” – coś niesamowitego. Muszę przyznać, że kilka wersji tej gry przeniesionej na 8-bitowce również trzymały  poziom. Chociaż rozgrywka była relatywnie krótka to chęć śrubowania wyników i próby rywalizacji na coraz wyższych poziomach trudności działały jak magnes.