Morskie operacje

Harpoon nie miał wystrzałowej oprawy. W otoczeniu innych gier wydawał się być ascetyczny, bez fajerwerków i z dźwiękiem jakościowo spóźnionym o kilka dobrych lat. Ale taki był styl tej gry. Człowiek miał się skupiać na ikonach i tabelkach prowadząc wielogodzinne morskie kampanie w  obowiązkowym wówczas scenariuszu konfliktu NATO kontra UW. Schemat przygotowania do gry wyglądał następująco: najpierw przeczytać Czerwony Sztorm Toma Clancyego, później zapoznać się z opisem z Computer Studio, następnie odrobić lekcje i wreszcie zarwać nockę przed monitorem

Gobliny, odsłona trzecia

Granie w Gobliny to był dla mnie ciężki kawałek chleba. Z każdą częścią stopień trudności rósł, tak że w trójce zacinałem się co chwilę. Abstrakcyjne zagadki, dziesiątki kombinacji, do znalezienia przedmioty wielkości kilku pixeli  i akcja rozciągnięta na więcej niż jeden ekran. Więc ten opis z Secret Service był na wagę złota. Najpierw próbowałem sam rozgryźć zadania, a dopiero później po n-tej próbie zerkałem do solucji. Nie da się ukryć, że pod koniec gry to częściej siedziałem z nosem w opisie niż samodzielnie szukałem rozwiązań.