Pixel Heaven 2022

Loading Live! Podczas zbliżającego się 10. PIXEL HEAVEN 2022 GAMES FESTIVAL & MORE w sobotę 11 czerwca godzina punkt 13.30 na scenie głównej razem z moimi kolegami porozmawiam o grach trudnych. Takich przy których przechodzeniu szlag nas trafiał, ciśnienie skakało, a z ust leciał potok wulgaryzmów. Te niewybaczające błędów tytuły stosujące różne sztuczki żeby nas poniżyć: skoki co do pixela, przegięci bossowie i ograniczone do minimum paski życia. Mamy nadzieję, że dyskusja przebiegnie spokojnie, bez nerwów…

Indy V

Pojawiło się pierwsze oficjalne zdjęcie z piątej części Indiany Jonesa. Niby nic, a jaram się jak pochodnia. W 2023 mam na liście już dwa mocarne tytuły do obejrzenia Indiana V i Mission Impossible VII. A wcześniej obowiązkowa powtórka obydwu serii

Niebo nad Ukrainą

Su-27 i U.S. Navy Fighters Dwa symulatory lotnicze z połowy lat 90-tych, których scenariusze przewidują to co teraz się dzieje za naszą wschodnią granicą. W obydwu przypadkach kacapy najeżdżają Ukrainę więc jako pilot koalicji (w U.S.NF) albo ukraiński lotnik za sterami Su-27 bronimy nieba nad Morzem Czarnym. U.S.NF było grą bardziej wszechstronną, która dawała możliwość polatania wieloma maszynami w teksturowanym środowisku w kosmicznej wówczas rozdzielczości 1024×768. Do tego jako produkt idący z duchem czasu i wydany na płycie CD oferował scenki przerywnikowe z aktorami udającymi personel pokładowy (gadki o udanych zestrzeleniach, przybijanie sobie piątek i inne atrakcje). Su-27 był z kolei symulatorem dla odważnych, którzy najpierw spędzali tydzień wertując grubą instrukcję, a dopiero potem instalowali grę. Zaskakiwał złożonością, dbałością o detale, fizyką wirtualnego świata i… wektorową grafiką. Trzeba było mieć jaja żeby w 96 roku w pogoni za „fotorealizmem” fundować klientom grę pozbawioną tekstur. Z drugiej strony autorzy stawiając na gołe bryły zadbali o drobne szczegóły w wyglądzie modeli. W samolotach ruszały się te elementy które powinny były to robić, w pelotkach obracały się wieżyczki,   a w misjach nocnych zapalały się światła w budynkach i pojazdach. Tego nie miał nawet mój ukochany Strike Commander

Karatecy

Dwie najlepsze gra „karate” na małe Atari? Ninja i Karateka! Każda w podobnym schemacie – samotny wojownik kontra reszta świata. Karateka dodatkowo z mocno zarysowaną fabułą, scenkami przerwynikowymi i dużą motywacją do grania. W końcu ratujemy swoją kobietę z rąk podstępnego szoguna. To była też bardziej wyrafinowana produkcja z wręcz majestatycznym wyprowadzaniem ciosów. Ninja to bardziej klasyczne pranie się po gębach nawet z kilkoma przeciwnikami na jednym ekranie, dodatkowo wzbogacone o możliwość rzucania gwiazdkami i nożami. W obydwu przypadkach dodatkowe emocje podbijał wcześniejszy seans kina sztuk walk (choćby klasy B) oglądnięty na zdartym, pirackim VHS.

Co z tą Małpią Wyspą?

Chwilę temu pojawiła się oficjalna informacja o tym, że powstaje kolejna część Secret of Monkey Island, tym razem tworzona przez ojca serii czyli Rona Gilberta. Najpierw pojawił się krótki teaser, a niedługo potem w sieci pojawiły się pierwsze cztery screeny z gry. I się zaczęło J Sporo grupa graczy pamiętających klasyczne Monkey Island zaczęło narzekać na przyjęty styl graficzny, który nie da się ukryć pixel-artem nie jest. Bardziej przypomina to powykręcaną perspektywicznie oprawę z takich tytułów jak Day of the Tentacle. A pewnie niektórzy życzyli by sobie powrotu do typowego 2D jak w pierwszych dwóch częściach. Tym bardziej, że Gilbert w 2015 wypuścił Thimbleweed Park wyglądający jak najlepsze produkcje Lucasarts z przełomu lat 80/90-tych. Zrobiła się mała zadyma w wykonaniu niezadowolonych boomerów 40+ i nawet sam Ron Gilbert odniósł się do tematu oprawy mówiąc, że robi grę jaką on uważa za słuszną i w grafice jaka mu odpowiada. Przyznam, że sam po cichu liczyłem na nowoczesną odmianę pixel-artu bo wszelakie eksperymenty w grach przygodowych pt. postacie rysowane jak w filmie animowanym albo nie daj Boże grafika 3D jakoś do mnie nie przemawiają. Daleki jestem od skreślania Retrun to Monkey Island bo liczę na dobrą fabułę, dialogi i humor godny klasyków. Ale jednak trochę lekki zawód pozostaje…