Wirtualny Tolkien

Serial Pierścienie Władzy dotarł wreszcie na Prime Video więc będzie więc oglądane. Za dzieciaka z Tolkienem miałem kontakt w zasadzie tylko wirtualny. Na półce w domu stała co prawda trylogia Władcy Pierścieni, ale w przekładzie Łozinskiego więc czytać się tego nie dało. Sięgałem za to po gry typu War in Middle Earth, Hobbit czy LOTR Game One, ale z żądną nie poczułem mięty. Hobbita czyli klasyczną tekstówkę próbowałem rozgryźć na przerwach w szkolnej sali informatycznej odpalając ją na Elwro Junior. Takie tytuły wymagały dużej ilości wolnego czasu, a krótka pauza między dwoma lekcjami nie pozwalała mi ruszyć się dalej niż początkowe lokacje. Z kolei o LOTR Game One najpierw czytałem w premierowym numerze Top Secretu w którym zamiast scrrenu z gry wydrukowali zdjęcie okładki oryginalnego wydania. Chociaż nie wiedziałem jak wygląda właściwa rozgrywka to ten obrazek rozpalał moją wyobraźnię obiecując fantastyczną przygodę w Śródziemiu. Kiedy wreszcie doczekałem się Amigi i przywiozłem z giełdy LOTRa to czekało mnie rozczarowanie w postaci ślamazarnej akcji i ogólnej trudności w rozgryzieniu o co w tej grze właściwie chodzi. Nie przeszkadzało mi to po latach wrócić do tego tytułu, ale tylko w formie zakupu oryginału ze względu na wspomnianą klimatyczną okładkę. No i tak sobie dumnie stoi na półce