Do przegrania

Wpadasz do kumpla amigowca żeby coś przegrać. I zaczyna się wertowanie dyskietek. Tu jakaś wyczekiwana nowość, tam crap, gdzie indziej gra która już dawno miałeś skopiować. Zwykle taka wizyta nie kończyła się szybko, w końcu X-Copy musiało się napracować. Miałem kolegę który tak uwielbiał History Line 1914-1918, że nie dawał tego przegrać nawet u niego na miejscu w obawie, że zepsują mu się dyskietki. A że było tego 7 flopów to trząsł się nad każdym nośnikiem.

Ustawa

Dziś (04.02.24) mija 30 lat od wprowadzenia znowelizowanej ustawy o prawie autorskim. Ówczesna prasa w swojej szklanej kuli wróżyła masowe zatrzymania giełdowych handlarzy, ich zejście do głębokiego podziemia i generalnie koniec pirackiego eldorado. A jak wyszło to wiemy. Była chwila strachu, a potem jeszcze długie lata giełdy funkcjonowały po staremu. Nadal większość oferowanego tam oprogramowania, filmów i muzyki była nielegalnie kopiowana na potęgę. Oczywiście pojawiały się jakieś pokazowe akcje policji, piraci nie czuli się już tak swobodnie, ale generalnie co tydzień dało się zdobyć świeże zaopatrzenie w dyskietki czy CDki. Za to najszybciej z handlu lewizną zrezygnowały wszelakie sklepy i studia komputerowe, które mogły się obawiać zakupów kontrolowanych, a co za tym idzie solidnej wpadki. A, że przed wejściem ustawy niemałą część ich obrotów stanowiły właśnie pirackie gry to już inna sprawa

Retro w retro

Incepcja. Magazyn retro opisuje gry retro. Pod koniec lat 90-tych Świat Gier Komputerowych zamieszczał rubrykę z recenzjami starych tytułów. Zwykle kończyło się to na wielkim narzekaniu, że  leciwe produkcje wypadają słabo i trudno się w nie wciągnąć. Nie było to nic odkrywczego bo wówczas świat pędził za coraz większą liczbą wielokątów więc gry mające choćby 6-7 lat na karku wyglądały marnie. Dopiero dziś można docenić ich historyczną wartość oraz wpływ na branżę  

Sherlock Holmes

Nagrać czy nie nagrać? To było trudne pytanie kiedy na giełdzie należało wyskoczyć z 10 dyskietek (!) i sporej części kieszonkowego żeby kupić jedną grę. Lost files of Sherlock Holmes niekoniecznie był tytułem z pierwszej ligi przygodówek. Ale też miał trochę do zaoferowania. Snucie się po zaułkach Londynu w płaszczu słynnego detektywa śladami Kuby Rozpruwacza, zbieranie dowodów, analiza wydarzeń, pogawędki z Watsonem i herbatka o piątej. Całość narysowana w 256 kolorach VGA i muzyka sącząca się z Sound Blastera zgrabnie oddawały atmosferę mglistej stolicy Anglii z końca XIX wieku. Rozgrywka była wymagająca przez co szarpanie się z niektórymi upierdliwymi zagadkami mogło konkretnie zszargać nerwy. Na obniżenie ciśnienia dobrze działał opis z Secret Service. Tak przy okazji to amigowcy zostali nieźle wrobieni bo redakcja napisała, że Sherlock jest też dostępny na tym komputerze. Zanim napisali sprostowanie to człowiek trochę się za tym tytułem nabiegał…

Księciunio

Dzisiaj jest rocznica urodzin Księcia (rocznik 1996). Kiedy grałem do nieprzytomności w drugiego Dooma myślałem, że nic lepszego w grach już mnie nie spotka. I pewnego dnia na twardzielu zawitał Duke Nukem 3D. To był istny szał! Masakra na ekranie, tryskająca jucha, rzucanie one-linerów, strzelanie do obcych w klopach i oglądanie bitmapowych „płaskich” striptizerek. Każdy punkt programu doskonale wpasowywał się w moje nastoletnie gusta. Niech żyje Król!… albo chociaż Książe

Traps’n’Treasures

Rok 1993 to był dobry czas dla amigowych platformówek. Z zacnych tytułów wyszły: Superfrog, Soccer Kid, Chuck Rock 2, Wonder Dog i Traps’n’Treasures. W tej ostatniej grze popylaliśmy jako rasowy pirat po wyspie skarbów ratując swoją załogę z niewoli i przy okazji nabijaliśmy sobie kieszenie złotem. Jak w każdym rasowym platformerze były obecne sztandarowe dla tego gatunku elementy: przed każdym etapem wyświetlała się mapa wędrówki, pojawiał się sklep w którym kupowaliśmy dodatkowe przedmioty, na planszach poukrywano sekrety i zewsząd wyłazili przeciwnicy skrojeni odpowiednio do tematyki gry. Czyli tutaj wrogo nastawieni piraci, ich ożywione szkielety oraz cała fauna wyspy która próbowała nas zjeść: rekiny, piranie, meduzy oraz inne kraby.  I wszystko fajnie gdyby nie to, że z giełdy przyniosłem niemiecką wersję więc nic a nic nie rozumiałem z fabuły i opisów.

Dysk pełen dobroci

Ta amigowa dyskietka wiele przeszła i wiele widziała. Trudno powiedzieć, który tytuł był tym ostatnim bo nośnik nie działa, ale po grach widać, że działo się tam masę dobrego. Nagrano tam kiedyś kapitalnego Walkera, równie dobrą strzelankę Alien Breed 2, wspaniałą nomen omen piracką przygodówkę Monkey Island, a także polski mordoklep Franko.

Co nowego w ramówce?

Ustawiłem sobie listę solowych loadingowych odcinków które chciałbym zrobić do końca wakacji (nie wrzucam tego co nagrywamy z chłopakami bo lecimy z tym co uznamy za słuszne w danym momencie). Już część rzeczy zostało napoczętych w scenariuszach, gdzie indziej czekam na pogodę żeby iść w plener ponagrywać, czekam też na przypływ weny twórczej albo przede wszystkim na wolne moce przerobowe. I tak jak w Marvelu parę rzeczy może się wykrzaczyć, wypaść z ramówki lub zostać zastąpione czymś innym. Ale w końcu kiedyś będzie bo raczej nic z tego nie zostanie skasowane.

Na planie Powrotu Jedi

42 lata temu (11.01.82) padł pierwszy klaps na planie Powrotu Jedi. Nakręcono wtedy scenę podczas burzy piaskowej na Tattoine rozgrywającą się tuż po ucieczce z barki Jabby. Ostatecznie ten fragment nie trafił jednak do filmu, a dziś można sobie go obejrzeć jako materiały usunięte. Dla mnie to wciąż najlepszy odcinek gwiezdnej sagi (change my mind!) nawet pomimo tej cholernej dłużyzny z Ewokami. Kosmiczna bitwa o drugą Gwiazdę Śmierci to było mistrzostwo świata jeśli chodzi o zastosowanie praktycznych efektów specjalnych