Moi drodzy! Wesołych i spokojnych Świąt, a przede wszystkim zdrowych bo w pewnym boomerskim wieku tylko to zaczyna się liczyć. Jeśli ktoś był grzeczny to może znajdzie pod choinką piękną Amigę 500 (koniecznie z rozszerzeniem pamięci)? Ci niesforni znajdą co najwyżej 8-bitowe Atari z magnetofonem bez turbo 😉
Grudzień 1995 roku. Po szkole biegniesz do najbliższego kiosku bo poszła fama, że dowieźli nowy Secret Service i prawdopodobnie jest to najlepszy numer w historii tego pisma. Zaiste może być to prawda! W środku trafiasz na istne zatrzęsienie dobroci. Najpierw pierwszy w polskim magazynach growych cover CD wypchany po brzegi demami, animacjami i screenami z nowych produkcji. Wprawdzie płytkę trzeba sobie zamówić osobno, ale co tam, zrobi się to przy najbliższej okazji.
Dostawa kolejnych numerów brytyjskiego Amiga Action. Jest wśród nich jeden z numerów (ten z okładką Space Crusade), które miałem za dzieciaka, kupionym wówczas w krakowskim Mapasofcie. Tym samym wraz z egzemplarzami uzbieranymi w ostatnich latach uzupełniłem kolekcję tego co posiadałem w czasach amigowych. A wówczas takie pismo to dla nas był ósmy cud świata bo w końcu na polskim rynku działał tylko Top Secret, a pozostali wydawcy dołączali od 1993 roku. Taki powiew zachodu z kredowym papierem, pięknymi i wyraźnymi screenami, masą ciekawostek, kolorowymi reklamami oraz dyskami z wersjami demonstarcyjnymi najnowszych gier.
Ostatnio wpadłem na gościnne występy do kanału Fantasmagieria. Mieliśmy chwilę pogadać, a zeszło ponad 2 godziny dyskusji o tym czy „kiedyś było lepie”? Odcinek nasączony starymi grami, komputerami, kasetami video i prasą
Koledzy z VHS HELL wrzucili dzisiaj na swój profil zdjęcie komputerowego stanowiska dowodzenia A.D. 1992. Na uwagę zwraca szczególnie zielony monitor z podpiętym filtrem. Takie ustrojstwo miało chronić nasze oczy, ale czy tak faktycznie było to nie mam pojęcia. Ja w każdym razie miałem taki zamontowany na swoim amigowym monitorze. Jak na rok 1992 to ta Atarynka nawet ze stacją dysków jest już mocno zapóźnionym sprzętem. Wówczas wypadało mieć Amigę albo PCta z przynajmniej AT na pokładzie
Bladym świtem nadjechał trailer
GTA VI, który mocno rzucił mną o glebę. Prezentuje się cudnie i zapowiada niesamowitą
jazdę po Vice City. Mam słabość do tej serii od samego początku (oprócz drugiej
części która jakoś mi nie podeszła). Pamiętam moment kiedy pierwszy raz zagrałem
w GTA. Chociaż byłem wtedy (nie)poważnym studentem to cieszyłem się jak
dzieciak mając do dyspozycji CAŁE miasto w którym mogłem robić totalną zadymę:
łazić po ulicy zaczepiając inne osoby, wyciągnąć spluwę kiedy ktoś mi podskoczył,
ukraść dowolny samochód, a potem uciekać przed policją, szaleć na
skrzyżowaniach prowokując masowe stłuczki. Nawet nie potrzebowałem sprawdzać
czy jest tam jakaś fabuła. Wystarczyło mi samo napawanie się metropolią. Dzisiaj
po świeżej zapowiedzi nowej odsłony czuję, że za kilkanaście miesięcy znowu
przepadnę na wirtualnych ulicach robiąc tam po prostu byle co i chłonąc fantastycznie
wykreowany świat.
Największy krakowski Pewex, który działał od lat 70 XX wieku. Właśnie w tym miejscu w 1987 kupowaliśmy z rodzicami nasz pierwszy komputer czyli Atari 800XL w zestawie z magnetofonem 1010. Za dolary, a jak? ???? Chociaż trochę lat już minęło to pamiętam kilka momentów z tego wiekopomnego dla mnie wydarzenia. Było tam wydzielone małe stoisko ze sprzętem RTV i właśnie komputerami Atari sprowadzonymi do Polski przez rzutkiego kapitalistę, naszego rodaka Lucjana Wencla. Sprzedawał u nas „leżaki magazynowe”, których na zachodzie nikt nie chciał. Jakoś nie mieliśmy świadomości ani wiedzy, że za grubą forsę nabywamy sprzęt, który w zasadzie nie ma już żadnej komercyjnej przyszłości. Ale co tam! Kojarzę chwilę w której pierwszy raz oglądałem wypakowywanie komputera z pudła na sklepowej ladzie i to jak sprzedawca pokazywał nam jak wczytuje się gry z magnetofonu. Bankowo zapuścił wtedy Pitfall II, który na zawsze wypaliła mi się w pamięci jako pierwsza gra na pierwszy mój własny komputer. Ciekawe, że nie pamiętam co konkretnie kupowałem dzisiaj rano w spożywczym, ale to co się działo wówczas w Pewexsie jak najbardziej
Dark Forces to był kot! Ze wszystkich
FPSów z połowy lat 90-tych ten tytuł wyrwał mi najwięcej godzin z kalendarza. Siadł
mi nawet bardziej niż Doom 2 ocierając się o gatunkowy ideał. Spora w tym
zasługa osadzenia gry w uniwersum Star Wars gdzie przygotowano historię toczącą
się z boku wydarzeń z oryginalnej trylogii (katowanej na VHS do
nieprzytomności). Żeby zapewnić sobie pełnie wrażeń miałem nawet kompletną
wersję z filmikami i muzyką. Wprawdzie nadal była to giełdowa kopia, ale jednak
nieskażona typowymi dla składanek cięciami. Niedługo będzie okazja ponownie ograć
Dark Forces ponieważ powstaje oficjalny remaster na blaszaki i konsole podciągnięty
do 4K i 120FPSów. Oby nie przepadł gdzieś w deweloperskim piekle bo ta
produkcja zasługuje na wznowienie.
Chociaż po tym co się w ostatnich
latach odwala w kinowym uniwersum Marvela mogę tylko parsknąć śmiechem i
zamknąć ten rozdział na Endgame. Dobrze, że w pamięci pozostanie kilka dobrych
filmów z poprzednich faz i przede wszystkim gry video, których przez lata
nazbierał się cały worek. W nowym odcinku Loading pochylam się nad historią
pixelowych Avengersów. Link w komentarzu
Z tym postem powinienem się przenieść w czasie „na wczoraj” ponieważ 12 listopada 1955 roku Marty McFly miał jedyną szansę na swój Powrót do Przyszłości. To właśnie wtedy piorun miał uderzyć w budynek ratusza Hill Valley generując niezbędne „1.21 gigawata energii” wehikułu doktora Browna.
Film był na pewno jednym z pierwszych jakie mieliśmy w domu na kasecie video i stanowił nieodłączny składnik żelaznych hollywoodzkich produkcji, które oglądało się na okrągło i bez kszty znudzenia. DeLorean robił na mnie kosmiczne wrażenie, a sceny z pościgu przy centrum handlowym i finałowa jazda ku przyszłości znałem na pamięć co do sekundy i ujęcia. Na drugim miejscu najważniejszych elementów filmu była deskorolka Martyego. Oczywiście musiałem mieć swoją na której szalałbym po osiedlowych chodnikach i czesał różne triki. Deskę owszem dostałem, ale ówczesnej rodzimej produkcji, która przypominała plastikowy odpad do którego ktoś krzywo dokręcił kółka. No więc za dużo na niej nie pojeździłem. Większe nadzieje wiązałem z tym co zobaczyłem w drugiej części filmu. Gdzieś poszła plotka, że deskolotka będzie faktycznie do kupienia bo ktoś opatentował jak to cudo ma działać. Jako że nie było jak tego zrewidować, a mój młodzieńczy umysł wierzył w niemożliwe to parę miesięcy minęło zanim otrzeźwiałem, że z szybowania po szkolnym boisku nici
This website uses cookies to improve your experience. We'll assume you're ok with this, but you can opt-out if you wish.AcceptRead More
Privacy & Cookies Policy
Privacy Overview
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may affect your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.