30-lecie Fate of Atlantis!

Dokładnie 30 lat temu, 1 czerwca 1992 roku był dniem dziecka na pełnej #&*@ bo wtedy pojawił się Indiana Jones and the Fate of Atlantis. W moim mniemaniu najlepsza przygodówka w historii i w ogóle najlepsza gra lat 90-tych. Przy okazji jeden z droższych tytułów jakie można było wówczas nagrać na giełdzie komputerowej. 11 dysków w wersji amigowej to nie były przelewki. W tej cenie można było mieć kilka innych produkcji, ale jasna sprawa, ze iście filmowe przygody dr. Jonesa były warte każdego kieszonkowego!

Pixel Heaven 2022

Loading Live! Podczas zbliżającego się 10. PIXEL HEAVEN 2022 GAMES FESTIVAL & MORE w sobotę 11 czerwca godzina punkt 13.30 na scenie głównej razem z moimi kolegami porozmawiam o grach trudnych. Takich przy których przechodzeniu szlag nas trafiał, ciśnienie skakało, a z ust leciał potok wulgaryzmów. Te niewybaczające błędów tytuły stosujące różne sztuczki żeby nas poniżyć: skoki co do pixela, przegięci bossowie i ograniczone do minimum paski życia. Mamy nadzieję, że dyskusja przebiegnie spokojnie, bez nerwów…

Indy V

Pojawiło się pierwsze oficjalne zdjęcie z piątej części Indiany Jonesa. Niby nic, a jaram się jak pochodnia. W 2023 mam na liście już dwa mocarne tytuły do obejrzenia Indiana V i Mission Impossible VII. A wcześniej obowiązkowa powtórka obydwu serii

Niebo nad Ukrainą

Su-27 i U.S. Navy Fighters Dwa symulatory lotnicze z połowy lat 90-tych, których scenariusze przewidują to co teraz się dzieje za naszą wschodnią granicą. W obydwu przypadkach kacapy najeżdżają Ukrainę więc jako pilot koalicji (w U.S.NF) albo ukraiński lotnik za sterami Su-27 bronimy nieba nad Morzem Czarnym. U.S.NF było grą bardziej wszechstronną, która dawała możliwość polatania wieloma maszynami w teksturowanym środowisku w kosmicznej wówczas rozdzielczości 1024×768. Do tego jako produkt idący z duchem czasu i wydany na płycie CD oferował scenki przerywnikowe z aktorami udającymi personel pokładowy (gadki o udanych zestrzeleniach, przybijanie sobie piątek i inne atrakcje). Su-27 był z kolei symulatorem dla odważnych, którzy najpierw spędzali tydzień wertując grubą instrukcję, a dopiero potem instalowali grę. Zaskakiwał złożonością, dbałością o detale, fizyką wirtualnego świata i… wektorową grafiką. Trzeba było mieć jaja żeby w 96 roku w pogoni za „fotorealizmem” fundować klientom grę pozbawioną tekstur. Z drugiej strony autorzy stawiając na gołe bryły zadbali o drobne szczegóły w wyglądzie modeli. W samolotach ruszały się te elementy które powinny były to robić, w pelotkach obracały się wieżyczki,   a w misjach nocnych zapalały się światła w budynkach i pojazdach. Tego nie miał nawet mój ukochany Strike Commander

Karatecy

Dwie najlepsze gra „karate” na małe Atari? Ninja i Karateka! Każda w podobnym schemacie – samotny wojownik kontra reszta świata. Karateka dodatkowo z mocno zarysowaną fabułą, scenkami przerwynikowymi i dużą motywacją do grania. W końcu ratujemy swoją kobietę z rąk podstępnego szoguna. To była też bardziej wyrafinowana produkcja z wręcz majestatycznym wyprowadzaniem ciosów. Ninja to bardziej klasyczne pranie się po gębach nawet z kilkoma przeciwnikami na jednym ekranie, dodatkowo wzbogacone o możliwość rzucania gwiazdkami i nożami. W obydwu przypadkach dodatkowe emocje podbijał wcześniejszy seans kina sztuk walk (choćby klasy B) oglądnięty na zdartym, pirackim VHS.

Co z tą Małpią Wyspą?

Chwilę temu pojawiła się oficjalna informacja o tym, że powstaje kolejna część Secret of Monkey Island, tym razem tworzona przez ojca serii czyli Rona Gilberta. Najpierw pojawił się krótki teaser, a niedługo potem w sieci pojawiły się pierwsze cztery screeny z gry. I się zaczęło J Sporo grupa graczy pamiętających klasyczne Monkey Island zaczęło narzekać na przyjęty styl graficzny, który nie da się ukryć pixel-artem nie jest. Bardziej przypomina to powykręcaną perspektywicznie oprawę z takich tytułów jak Day of the Tentacle. A pewnie niektórzy życzyli by sobie powrotu do typowego 2D jak w pierwszych dwóch częściach. Tym bardziej, że Gilbert w 2015 wypuścił Thimbleweed Park wyglądający jak najlepsze produkcje Lucasarts z przełomu lat 80/90-tych. Zrobiła się mała zadyma w wykonaniu niezadowolonych boomerów 40+ i nawet sam Ron Gilbert odniósł się do tematu oprawy mówiąc, że robi grę jaką on uważa za słuszną i w grafice jaka mu odpowiada. Przyznam, że sam po cichu liczyłem na nowoczesną odmianę pixel-artu bo wszelakie eksperymenty w grach przygodowych pt. postacie rysowane jak w filmie animowanym albo nie daj Boże grafika 3D jakoś do mnie nie przemawiają. Daleki jestem od skreślania Retrun to Monkey Island bo liczę na dobrą fabułę, dialogi i humor godny klasyków. Ale jednak trochę lekki zawód pozostaje…

Zestawy z Mapasoft

Ostatnio kupowałem dysk twardy w sklepie komputerowym PCNet Serwis, który mieści się drzwi obok znanego w Krakowie sklepu Mapasoft w którym w oprogramowanie 8/16-bit zaopatrywało się pół miasta. Chociaż ta miejscówka nie istnieje już ponad 20 lat, ale okazało się że w tym drugim sklepie właścicielem jest człowiek który w owym Mapasofcie pracował. Chwilę porozmawialiśmy i wyszperał mi z zapomnianej szuflady plik etykiet do atarowskich zestawów z grami nagranymi w systemie Turbo. Sam tam montowałem to rozszerzenie do magnetofonu i dokładnie takie zestawy kupowałem u nich na początku lat 90-tych. Na etykietach zwraca uwagę napis „Zakład oprogramowania komputerowego. Nazwa godna tamtej epoki 😉 Nic tylko dograć kasety, zapakować w pudełka i jechać sprzedawać w niedzielę na giełdę

Setka!

Taadaaammm!!! Licznik pełnometrażowych odcinków dobija do pełnej setki. A przy okazji stuknęło nam 7 lat od premiery pierwszego materiału! W związku z podwójnym jubileuszem w najbliższy piątek o 21.00 zapraszamy na spotkanie online – Live podczas którego w luźnej atmosferze porozmawiamy sobie o tym co działo się na antenie przez ostatnie lata. Czekamy na wasze pytania dotyczące Loadingu, gier o których zapomnieliśmy powiedzieć w konkretnych odcinkach, sugestie co do tematów przyszłych materiałów, opinie, wrażenia i wszelakie rzeczy o których chcielibyście się dowiedzieć. Wpisujcie je poniżej w komentarzach lub podczas chatu na żywo, a my będziemy się do nich odnosić w trakcie Live.

Reset

Reset. Z tym miesięcznikiem jakoś nigdy nie było mi po drodze. O ile po inne pisma biegałem do kiosku regularnie co miesiąc to tutaj po pomimo kilku podejść nie mogłem się przekonać. Chyba nie starczało mi kieszonkowego 😉  Pismo kupowałem co jakiś czas, głównie po to żeby poczytać recenzje gier, które miałem na oku. I oczywiście dla działu „Odloty”, który był dla mnie oknem na popkulturowy świat. Chociaż momentami autorzy tekstów rzeczywiście odlatywali bo serwowali artykuły o kosmicznej energii która leczy, zasadzie działania wind (takich w blokach) i butach Martens…