Król Artur w wydaniu arcade

Knights of the Round. Trochę inna chodzona bijatyka. Nie ma obijania gęb oprychom w ciemnych zaułkach. Są za to miecze, zakuci w zbroje wojacy i rycerze Okrągłego Stołu: Król Artur, Lancelot i ich ziomek Perceval. Ekipa z bojową pieśnią na ustach robi dosłownie jesień średniowiecza żołdakom złego do szpiku kości mrocznego władcy Garibalda. Osobiście wolałem wrzucać żetony do stojącego obok automatu z Tower of Doom bazującym na systemie Dungeons&Dragons, ale parę razy miałem okazję wskoczyć w buty Lancelota. Rozgrywka tradycyjna dla tego gatunku. Najpierw pierzemy się ze zwykłymi żołnierzami, żeby kolejno brać się za bary z ciężkozbrojną piechotą, szalonymi magami i bossami wielkości małej chałupy. W domu nie było okazji w to zagrać chyba że ktoś miał konsolę Super Nintendo (chociaż port był nieco okrojony). Na szczęście tytuł dało się nadrobić  na emulatorze CPS-1. Już na spokojnie bez tracenia drobnych w automacie

Morskie operacje

Harpoon nie miał wystrzałowej oprawy. W otoczeniu innych gier wydawał się być ascetyczny, bez fajerwerków i z dźwiękiem jakościowo spóźnionym o kilka dobrych lat. Ale taki był styl tej gry. Człowiek miał się skupiać na ikonach i tabelkach prowadząc wielogodzinne morskie kampanie w  obowiązkowym wówczas scenariuszu konfliktu NATO kontra UW. Schemat przygotowania do gry wyglądał następująco: najpierw przeczytać Czerwony Sztorm Toma Clancyego, później zapoznać się z opisem z Computer Studio, następnie odrobić lekcje i wreszcie zarwać nockę przed monitorem

Gobliny, odsłona trzecia

Granie w Gobliny to był dla mnie ciężki kawałek chleba. Z każdą częścią stopień trudności rósł, tak że w trójce zacinałem się co chwilę. Abstrakcyjne zagadki, dziesiątki kombinacji, do znalezienia przedmioty wielkości kilku pixeli  i akcja rozciągnięta na więcej niż jeden ekran. Więc ten opis z Secret Service był na wagę złota. Najpierw próbowałem sam rozgryźć zadania, a dopiero później po n-tej próbie zerkałem do solucji. Nie da się ukryć, że pod koniec gry to częściej siedziałem z nosem w opisie niż samodzielnie szukałem rozwiązań.

BMX Simulator

Mieć BMXa to był szpan. Ja miałem pospolitego białego Pelikana. Ale na wyczynowym rowerze mogłem sobie pojeździć wirtulanie w BMX Simulator. Widok z góry, kilku zawodników ścigających się po trasach pełnych hopek, ramp i porozrzucanych przeszkód. Komputer zawsze oszukiwał jeżdżąc nieomylnie (typowa zagrywka w tytule na 8-bit) więc lepiej było grać z kumplami. I to z czterema bo na takim C64 można było walczyć w takiej grupie. Dwóch na joystickach, dwóch na klawiaturze. Oprócz umiejętności jazdy trzeba było rozpychać się łokciami przy biurku. Czterech chłopa ściśniętych przy małym biurku wpatrujących się w mały czarno-biały monitor. Działo się!

Nowa Wypożyczalnia?

Tymczasem gdzieś na Florydzie pewien facet otworzył niedawno sklep z filmami. Co ciekawe na półkach oprócz płyt 4K i dvd leży mnóstwo starych formatów: vhs, betamax, laser disc. Można sobie zamówić Commando na kasecie, Top Gun na laserowym dysku albo jakiegoś Segala w jakości VideoCD

READY!

Wrzucam jako ciekawostkę jeden z moich niezrealizowanych projektów. Z początkiem tego roku wpadłem na pomysł wydania własnego czasopisma „Ready” poświęconego retrogamingowi. To miał być jednorazowy strzał na jeden numer drukowany w ograniczonym nakładzie ✌ Zacząłem pisać teksty związane z tematyką historii różnych serii gier, kulisów powstawania konkretnych tytułów czy przeglądów danych gatunków. Przy okazji robiłem przymiarki do makiety pisma i dumałem nad layoutem. Miałem zamiar przygotować równe 100 stron dobroci.

[Czytaj dalej…]

Odcinek o pierwszym numerze Top Secret

Wczoraj robiłem przymiarkę do odcinka z przeglądem pierwszego numeru TSa. Próbowałem nagrać test w formie ujęcia jak poniżej, przekartkowywania kolejnych stron i opowiadaniu o grach, samym TS itp. Ale poległem. Nie mam odpowiedniego statywu z wysięgnikiem który pozwoliłby mi na ustawienie kamery idealnie z góry nad magazynem więc musiałem ją zamontować na klasycznym trójnogu. I to powodowało ciągłe kłopoty. Musiałem przyjąć niewygodną pozycję okraczając łapami statyw, skupić się na omawianiu magazynu i przewracaniu stron co było cholernie frustrujące. Ponadto zdarzał się że trącałem lekko kamerę przez co obraz wpadał w sekundowe drgania. Rzuciłem to w diabły.

Zabiorę się za to w bardziej klasycznej formie czyli trochę ujęć na moją osobę jak przy Crashu plus nagrania z offu łączone z animacjami i podglądem stron. Żeby nie było wizualnie nudno to już mam w głowie plan na przebitki stron i gier. I mam też nowy kosz na mikrofon więc odgłosy stukania w stół, znane z odcinka o Crashu, powinny być mocno zredukowane

Witajcie w Big Apple

New York City na Atari czyli pradziadek GTA prosto z 1984 roku. Jeżdżenie po mieście w dowolnym kierunku? Jest. Możliwość powodowania kolizji i zatorów na skrzyżowaniach? Też jest. Włażenie chłopkiem do budynków? Owszem. Swoboda podejmowania decyzji i nieliniowe wykonywanie zadań? Jak najbardziej. Tak wyglądał jeden z pierwszych sandboxów zamknięty w całych 25kb objętości gry. A wyobraźnia która podpowiadała jakie wspaniałości mogą czekać w tej pixelowej metropolii nie znała żadnych granic

Plakaty

Jaskinia prawdziwego gracza. Jest ZX Spectrum +2 podłączony do kolorowego telewizora, półka z prasą i mnóstwo plakatów z gier! Czego tam nie ma: Double Dragon, Gemini Wing, Rampage, Shadow of the Beast. Prawdziwy raj!  Nie znam chłopaka, ale gdyby wówczas mieszkał na moim osiedlu to na pewno starałbym się z nim zakumplować. Autor zdjęcia nieznany (?)