Shinobi
Oj nagrywałbym na giełdzie. Reklama, wycięta z zachodniego pisma, kolorowe screeny, zwięzła recenzja gry napisana przez sprzedawcę i portfel sam się otwiera.
Oj nagrywałbym na giełdzie. Reklama, wycięta z zachodniego pisma, kolorowe screeny, zwięzła recenzja gry napisana przez sprzedawcę i portfel sam się otwiera.
Kolejka za biletami na Goonies. Podobny ogonek tworzył się pod drzwiami naszego mieszkania kiedy rodzina i sąsiedzi chcieli obejrzeć „Postrzeleńców” na świeżo nabytym magnetowidzie marki Otake w 87 roku (najlepiej w maratonie z Rambo, Commando i Akademią Policyjną). Goonies to była obowiązkowa pozycja na VHS po której obejrzeniu z kumplami biegało się po osiedlu w poszukiwaniu guza i wielkiej przygody. U nas na krakowskim Białym Prądniku za statek piracki robił stare młyn z czasów zaborów. Złota tam nie było, ale pojawiły się takie skarby jak fajki, piwo oraz pisemka dla dorosłych
Prawdopodobnie najfajniejszy fragment amigowego Heimdalla – rzucanie toporem w sznury rozciągnięte wokół głowy niewiasty. Trafić łatwo nie było bo kursor mocno pływał po ekranie, a jak wiadomo niecelny rzut kończył się tragedią. Finalną wersję gry w trosce o młodocianych ocenzurowano i wymowna krwawa scena była dostępna tylko w wersji przedpremierowej udostępnionej dziennikarzom.
Tymczasem w piątym odcinku serialu WandaVision można podziwiać piękny zestaw Commodore 64. Komputer, monitor i stacja dysków – model 1541, prawdziwa nieporęczna cegła w dodatku z powolnym odczytem danych. Ale przynajmniej świetnie komponuje się z resztą elementów. W kadrze widać jeszcze pudełko na dyskietki 5.25 zapewne z przegródkami dzielącymi tematycznie nośniki na „programy użytkowe, wyścigi, strzelanki, labiryntowe, strategie”
Road Rash – ktoś miał dobry pomysł żeby połączyć wyścigi motocyklowe z bijatyką. Trzeba było nie tylko pędzić na złamanie karku lawirując w ruchu ulicznym przy okazji uciekając policji, ale też częstować konkurentów pięścią, solidnym kopem albo bejzbolem. Wygrywał ten który wykazał się lepszym refleksem na drodze i miał parę w łapach. Road Rash trafił też na nasze półki w postaci oryginalnego wydania w Kolekcji Klasyki Komputerowej. Wtedy wydawało mi się to bezsensowną sprawą. Raz, że na giełdach gra była dostępna od przynajmniej roku więc kto miał zagrać już dawno to zrobił, a dwa wydawać kieszonkowe na zręcznościówkę? Kupując dowolny symulator albo strategię przynajmniej dostawało się solidną instrukcję i jakieś dodatki, a tutaj w pudełku latały tylko dyskietki i parę kartek opisu.
Redakcja Secret Service wydawała swoje „Kompendia Wiedzy”, grube księgi z różnymi materiałami na temat gier, ale nie tylko. W drugim tomie w rozszerzonym dziale Kombat Korner autorstwa Gulasha trafiły się min. historie postaci i turnieju Mortal Kombat 2. Takie rzeczy robiły nam wówczas za encyklopedie serwując zarówno część tekstową jak i klimatyczne rysunki przesyłane przez czytelników.
Co lepsze fragmenty z „Gliniarza z Beverly Hills” wyciągnięte z pirackiego nagrania VHS. Lektor nieznany
Amiga CDTV z 1991 roku kiedy Commodore próbowało wejść na rynek ze swoim kombajnem multimedialnym. Wtedy wszystko co kojarzyło się z płytą CD było na topie i przyszłościowe. Obiecywano cuda na kiju, interaktywne gry z aktorami, filmy na kompaktach i inne bajery. Projekt nie wypalił tak jak sobie życzyli tego włodarze firmy, a większość posiadaczy tego komputera bawiła się grami jak na standardowej A500. Potencjał zmarnowany, ale wygląd pierwsza klasa
Zastanawiam się jak taki akcyjniak jak Samurai Cop mógł mnie ominąć? Są tu pościgi, strzelaniny, dynamiczna akcja i porządne one-linery. Albo nie, czekaj….
Quickjoy Jet Fighter. Mój ulubiony model joysticka. Dzięki niemu w amigowych symulatorach czułem się jak Maverick z Top Gun albo Doug Masters z Żelaznego Orła. Krążyły o nim legendy, że zaprojektowano go na wzór drążka z F-16