Double Dragon

Double Dragon – moja pierwsza „miejska” chodzona bijatyka na Amigę w która mogłem zagrać w co-opie z sąsiadem. Wcześniej łupaliśmy w Golden Axe, ale to jednak inne klimaty. Tutaj było bardziej swojsko. Zapuszczona dzielnica pełna podejrzanego elementu, stara fabryka i park gdzie kroili z drobnych. Każdy etap to dynamiczna wymiana ciosów z przeciwnikami, okładanie gości bejzbolem i złota zasada – jeden trzyma prawą stronę ekranu, a drugi lewą. Amigowy port z wersji arcade nie był jakiś wystrzałowy, ale wtedy to nie miało znaczenia. Liczyło się to, że dało się grać do upadłego bez konieczności dorzucania żetonów do automatu. No chyba, że przyszła mama i kazała się zabierać do odrabiania lekcji

Ludzie listy piszą

Nie spodziewałem się, że w brytyjskim Amiga Action znajdę listy z Polski. I to dwa na kilka przeglądniętych numerów. Być może w innych też się cos kryje. Jeden z listów jest napisany przez Jakuba Sandeckiego (numer z Sierpnia 91), który żali się że „prawdopodobnie” wirus na dyskietce przyniesionej z giełdy uszkodził mu pamięć Amigi. Podaje nazwisko ponieważ taka sama osoba występuje w składzie redakcji polskiego pisma „Gry Komputerowe”. Ciekawe czy to przypadek? Drugi list jest od niejakiego Michała, który przesłał do brytyjskiej redakcji dyskietkę (!) z sejwami z ostatniego poziomu w Black Crypt. Tak żeby chłopaki z Amiga Action mogli sobie przejść grę do końca

Ojciec Chrzestny

Godfather na Amigę to była konkretna pułapka. Niby gra na podstawie uznanej filmowej trylogii zapowiadała gęstą mafijną atmosferę zapakowana w wystrzałową oprawę. Przeglądając katalog giełdowego handlarza z powycinanymi stronami z pisma Amiga Action człowiek mógł się zachłysnąć tym przepychem. Brudne ulice Nowego Jorku, neonowy zawrót głowy w Las Vegas i  ostre, żywe kolory prosto z Miami. Tyle, że te wizualne fajerwerki dobrze wyglądały na statycznych obrazkach. Sama gra była dość toporna i banalna niczym tytuły sprzed dekady. Sprzedawca oczywiście tego nie mówił tylko zachwalał najlepszą pod słońcem amigową oprawę. Dopiero w domu okazywało się, że ten tytuł na sześciu nagranych dyskietkach to srogi przeciętniak. A przecież można było za to kupić dwie-trzy inne solidne produkcje.