Nowy Gliniarz z Beverly Hills odhaczony. I bawiłem się bardzo dobrze. Lekkie, zabawne kino z mocną dozą nostalgii. Od samego początku czułem się jak w domu kiedy Axel (albo Ahmel, Ahmed jak mawia Serge) przejeżdża ulicami Detroit w swoim „cholernym niebieskim” Chevy Nova, a w tle przygrywa kawałek „The Heat is On”. Dalej jest cała masa odniesień do poprzednich filmów więc cały ten fanserwis sprawił mi masę frajdy. Oczywiście osoby świeże w temacie nic z tego nie załapią i dla nich będzie to tylko znośny letni zapychacz na Netflixsie. Ja tymczasem czekam na piątą część, która jak wieść niesie jest na etapie preprodukcji.