Topka

Wygenerowałem swoją topkę 25 gier wszechczasów to się podzielę. Jak zwykle w takich wypadkach wybór był mocno osobisty. Uzasadnienia w rozwinięciu wpisu poniżej. Kolejność przypadkowa

Indiana Jones: Fate of Atlantis – mój absolutny numer jeden wśród starych tytułów. Kwintesencja gatunku przygodówek. Nie muszę pisać nic więcej 😉  Gra na podstawie której spokojnie mogliby zrobić film z Indianą

Secret of Monkey Island – ta gra powinna dzielić swoją rubrykę na równo z drugą częścią. Obie są rewelacyjne, ale ponieważ musiałem się zdecydować to rzuciłem monetą i tak wypadło J

Rescue on Fractalus – jedyny przedstawiciel produkcji z małego Atari. Byłem z tym komputerem 4 lata i niby powinienem wrzucić na listę więcej gier, ale wyróżniłem akurat tylko ten tytuł. Głównie za sprawą technicznych wodotrysków. Lot miedzy fraktalowymi górami to był istny strzał w pysk. Wówczas nie mogłem sobie wyobrazić bardziej „realistycznej” grafiki

C&C – czyli „Komą-e-kąker” jak mawiał Kazimierz Kaczor w programie Joystick. Wyborna strategia czasu rzeczywistego okraszona całą masą filmów FMV z żywymi aktorami. Pograłem trochę w pociętego pirata bez animacji po czym kupiłem oryginał, który dostarczył mi pełnię wrażeń.

Bioshock – FPS który ujął mnie swoim klimatem i stroną wizualną. Podwodne Rapture to jedno z najlepszych miejsc jakie przydarzyły się grom video

Shadow of the Beast 2 – za nieprawdopodobną atmosferę niczym z powieści dark fantasy. W głowie budowałem sobie swoje historie co mogłoby się jeszcze wydarzyć w tej posępnej krainie. Muzyka przygrywająca w tle to dla mnie top amigowych produkcji

F-19 – pierwszy symulator w który grałem na poważnie. Loty nad cele w Polsce, kryjąc się przed siatką  radarów i wszędobylskich MiGów miały w sobie jakiś diabelski posmak

Uncharted 2 – ulubiona odsłona całej serii. Jest akcja, masa widowiskowych „filmowych” momentów, wyrazisty bohater i piękne widoki.  Zawsze uważałem grę za naczelny przykład współczesnej interpretacji Indiany Jonesa.

Half-Life 2 – głównie za spacer ulicami City 17 z jego niesamowitą architekturą przypominającą miasta Europy Wschodniej

Tower of Doom – klasyczne D&D ujęte w chodzoną bijatykę z elementami RPG. Wyszło z tego niezwykle smaczne połączenie. Tytuł w który na pewno przegrałem najwięcej kasy na automatach. W pewnym momencie razem z kumplem byliśmy tak obcykani, ze potrafiliśmy dojść do ostatniego bossa na jednym żetonie. Właściciel salonu nas nienawidził J

Final Fantasy 9 – dla mnie kwintesencja całej serii. Średniowieczny świat z lekką nutą steampunku. Dobra historia, postacie i zjawiskowe lokacje. Usilnie nie chciałem kończyć tego tytułu żeby tylko ta wyprawa jeszcze trwała. Zakończenie nagrywałem sobie kamera VHS przystawioną do telewizora w czasach przed YT

Mass  Effect 2 – za postacie z którymi niesamowicie się zżyłem. Chyba w żadnej innej grze aż tak nie wczytywałem się w dialogi i nie śledziłem historii bohaterów, nawet tych drugoplanowych.

Civilization – matka strategii. Kto mi odda te  setki godzin spędzonych na budowaniu cywilizacji, kombinowania z rozwojem, dyplomacją i podbojem świata? I zawsze grałem na naszej matuszce Ziemi.

Tie Fighter – mógł być X-Wing, ale to jednak za sterami maszyn Imperium spędziłem więcej czasu. Wymaksowałem ten tytuł jak tylko potrafiłem robiąc wszelkie dodatkowe misje (a i tak po latach wyszło że czegoś mi tam zabrakło do 100%)

STALKER – na taką wirtualną wycieczkę do Czarnobyla czekałem kilka dobrych lat. Zawsze fascynowało mnie to miejsce i dzięki tej grze mogłem się wreszcie tam poszwędać.

Strike Commander – czyli zabójca PCtów. Ja na szczęście miałem 486DX2 na którym gra śmigała i pokazywała innym tytułom miejsce w szeregu. Bajerancka grafika, wirtualny kokpit z możliwością obracania głową i uzbrojenie widoczne pod kadłubem. To kopało zad w 1994. Do tego symulator z fabułą? Handlarzu na giełdzie! – bierz moje pieniądze!

NFS Underground 2 – z konsolowym tuningiem byłem za pan brat. Godziny spędzone na odpicowywaniu samochodów: Tu naklejka, tam spojler, gdzie indziej duże alusy i podświetlenie podwozia. Robiłem sobie zdjęcia swoich samochodów i wysyłałem do różnych redakcji pism. Nawet mnie wydrukowali w jednym z numerów PSX Extreme

Operation Wolf – gra o której marzyłem jako atarowiec. Mieli inni tylko nie ja. Bajtek zachwycał się nad tym tytułem, który wygrał nawet wielkie podsumowanie listy przebojów wszechczasów. Niby banalna strzelanka-celowniczek, ale ja bawiłem się tygodniami jak dziki kiedy dorwałem już swoją własną Amigę. 

Silent Hill 2 – jako dorosły chłop autentycznie bałem się zasiadać do tego tytułu. Grałem tylko w nocy kiedy wszyscy dookoła już spali. Ciężka atmosfera mnie przygniatała. Wyjące w oddali syreny, odgłosy kroków nie wiadomo skąd, krzyki w oddali i wielki piramidogłowa postać podążający moimi śladami. Do dziś mam ciary.

Final Fantasy Tactics – dla mnie idealna gra taktyczna zmiksowana z RPG. Prowadziłem swoją grupę bohaterów przez trudy życia gdzie o każdego dbałem, rozwijałem określone umiejętności tak żeby zbudować drużynę na każde zawołanie.

Baldurs Gate 2 – wszystko co dobre z systemu D&D przeniesione na ekran komputera. Potrafiłem zatracić się w dobieraniu ekwipunku, wybieraniem zaklęć i planowaniem taktyk na kolejne starcia.

Operation Flashpoint – w swoim czasie komputerowa zimna wojna nie mogła być bardziej realistyczna. Rozmach tej gry był niesamowity, a możliwości jakie dawała wykraczały poza moje pojmowanie. Do dziś pamiętam nieplanowany dłuuuugggii bieg przez pół mapy gdzie kryłem się przed ruskimi byle tylko dotrzeć do punktu ewakuacji.

World in Conflict – RTS pełną gębą. Kolejna genialna interpretacja konfliktu na linii NATO – UW. Gra z którą spędziłem najwięcej czasu w trybie multi. Nawet należałem do kilku klanów gdzie toczyliśmy boje przez długie miesiące. Później już nigdy żadne tytuły sieciowe mnie tak nie porwały

GTA Vice City – gangsterka w klimacie lat 80-tych nie do podrobienia J Każda sesja przy konsoli to był czysta radość.  I ta muzyka! Odpalałem GTA tylko po to żeby posłuchać co nadają stacje radiowe tocząc się furą po bulwarach.

Deus Ex: Human Revolution – skomplikowana historia skłaniająca do pewnych refleksji. Lepsza niż niejeden film czy książka. Kolejny tytuł którego nie chciałem kończyć bo czułem jakąś pustkę po finale.