Kaczor i Taggart

W jednej chwili świat kina stracił swoich dwóch aktorów. Zmarli Kris Kristofferson oraz John Asthon. Jeśli ktoś obudziłby mnie w środku nocy i krzyknął ‘Kristofferson!” to wydarłbym się ”Konwój!!!”. Jego rola „Kaczora” w tym filmie jest wręcz legendarna. Jeden z moich symboli epoki VHSów. Z kolei przy Asthonie jako pierwsze wymieniam rolę sierżanta Johna Taggarta z „Gliniarza z Beverly Hills”. Ciekawe, że w momencie kiedy tam grał miał 35 lat, a zawsze wydawało mi się że jednak sporo więcej. Wcielenie się w tą postać w najnowszej odsłonie serii to był jego ostatni występ przed kamerą…

Ewolucja Big Boxów

W nowym odcinku Loadingu opowiadam o ewolucji oryginalnych wydań gier 8/16-bit. Od prostych kasetowych wydań w plastikowych opakowaniach po tłuste big boxy, które stały się symbolem tamtej epoki. Cała masa takich pudełek kryła w sobie słusznej grubości instrukcje, dodatki w postaci map, nakładek na klawiaturę z klawiszami kontrolnymi czy zabezpieczeń antypirackich typu „code-wheel”.

Lego D’n’D

Takie potężny zestaw Lego wpadł w moje ręce! Okazja była dobra bo raz, że to 50-rocznica Dungeons’n’Dragons, a dwa stuknęło mi 45 wiosen na liczniku. Połączyłem zatem przyjemne z pożytecznym. Makieta Lego jest fantastyczna! Doskonale oddaje ducha lochów i smoków. Jest zatem drużyna bohaterów, zatęchłe podziemia, krypta, kilkupoziomowa wieża najeżona pułapkami i obowiązkowa karczma. Miejscówki rzecz jasna zamieszkałe są przez lokatorów dybiących na nieostrożnych śmiałków, którzy próbują szukać tam kosztowności (albo raczej guza). Wśród potworów jest etatowa menażeria D’n’D od rozpadających się szkieletów po twardszych zawodników pokroju Beholdera, a także z cudacznymi pomysłami w stylu galaretowatego sześcianu. Nad wszystkim piecze trzyma majestatyczny czerwony smok. Dbałość o detale zrywa kask. Praktycznie każdy kąt jest odpowiednio zagospodarowany. Nie dość, ze była frajda z rodzinnego składania to po zmontowaniu całości zestaw będzie cieszył oczy na półce. Raczej nie pokryje go warstwa kurzu bo istnieje możliwość pobrania podręcznika z przygodami i rozgrywać proste sesje z użyciem zasad systemu. Obłęd!

[Czytaj dalej…]

Kostki zostały rzucone

Nowa książka o starych rzeczach. Tomasz Kreczmar zabrał się za historię gier fabularnych na świecie i na polskiej ziemi. Wyszła z tego solidna biblia „Kostki zostały rzucone” na ponad 500 stron. Po wstępnym przejrzeniu zawartości czuję, że to będzie mocny strzał nostalgii i powrót do epoki kiedy miałem jeszcze cały czas tego świata na granie w papierowe RPGi, planszówki i bitewniaki.

[Czytaj dalej…]

Arsenał

Ekran z wyborem uzbrojenia w amigowym Falconie. Nauka przez zabawę – tak poznawałem różne rodzaje środków zniszczenia jakie przenosiły samoloty. To właśnie dzięki symulatorom dowiedziałem się, że Sidewinder jest naprowadzany na podczerwień, Maverickiem demoluje się wrogie czołgi, Durandale robią dziury w płytach pasów startowych, a poczciwym MK84 nawet nie trzeba idealnie trafić bo siłą wybuchu zmiecie pobliskie cele.

The Getaway

Kiedy zobaczyłem pierwsze obrazki z The Getaway (PS2) w miesięczniku Neo Plus to oczy wyszły mi z orbit. Grafika wyglądała jak świat za oknem. Fotorealizm na pełnej. Po premierze okazało się, że były to perfidne bullshoty ponieważ faktyczna gra zaliczyła spore cięcia w oprawie. Ale i tak wirtualny Londyn wyglądał dobrze jak nigdy. Ponura atmosfera, gangsterzy bujający się w Land Roverach, porachunki drobnych dilerów i grube ryby trzęsące lokalnym półświatkiem gdzieś z drugiego rzędu. W tym całym bagnie taplał się nasz bohater szukając morderców swojej rodziny. The Getaway stawiał na mocną immersję. Zero wskaźników na ekranie, żadnych pasków życia, licznika z amunicją czy mapki. Obrażenia symbolizowały sączące się plamy krwi na garniturze, a pestki w pistolecie wypadało liczyć przy wystrzałach. Po ulicach jeździły licencjonowane fury w których dojazd do celu symbolizowały mrugające migacze dzięki czemu wiadomo było w którą przecznicę skręcić. Tą grę mógł stworzyć Guy Ritchie  

Ostatni Grand Tour w historii

Zbliża się koniec pewnej epoki. W przyszły piątek nadjedzie ostatni w historii odcinek Grand Tour. Po 22 latach (licząc razem z Top Gear) panowie Jeremy Clarkson, Richard Hammond i James May zamykają ten piękny rozdział motoryzacyjnego show. Ich wybryki oglądałem praktycznie od samego początku czyli jak liczę prawie połowę mojego życia. W takim razie to już retro. Żaden inny program telewizyjny nigdy nie dostarczył mi takiej frajdy. Chemia miedzy prowadzącymi, kultowe odzywki, wygłupy, niesamowite samochody i zapierające dech w piersiach scenerie. Miałem też okazję obserwować pracę na planie jednego z odcinków, który w 2022 kręcili w moim rodzinnym Krakowie. Będzie mi ich brakować jak cholera. To były wspaniałe dwie dekady. A przez tą cholerną zapowiedź odcinka mam szklane oczy