Kiedy zobaczyłem pierwsze obrazki z The Getaway (PS2) w miesięczniku Neo Plus to oczy wyszły mi z orbit. Grafika wyglądała jak świat za oknem. Fotorealizm na pełnej. Po premierze okazało się, że były to perfidne bullshoty ponieważ faktyczna gra zaliczyła spore cięcia w oprawie. Ale i tak wirtualny Londyn wyglądał dobrze jak nigdy. Ponura atmosfera, gangsterzy bujający się w Land Roverach, porachunki drobnych dilerów i grube ryby trzęsące lokalnym półświatkiem gdzieś z drugiego rzędu. W tym całym bagnie taplał się nasz bohater szukając morderców swojej rodziny. The Getaway stawiał na mocną immersję. Zero wskaźników na ekranie, żadnych pasków życia, licznika z amunicją czy mapki. Obrażenia symbolizowały sączące się plamy krwi na garniturze, a pestki w pistolecie wypadało liczyć przy wystrzałach. Po ulicach jeździły licencjonowane fury w których dojazd do celu symbolizowały mrugające migacze dzięki czemu wiadomo było w którą przecznicę skręcić. Tą grę mógł stworzyć Guy Ritchie