Zabójca PC-tów

Jak tam wasze stare PCty? Dały radę uciągnąć Strike Commandera? W momencie premiery w kwietniu 93 roku gra wyglądała obłędnie, ale wymagała też konkretnej konfiguracji żeby móc oglądać te wszystkie graficzne fajerwerki na ekranie. Działo się tam wiele – oznaczenia na samolotach, widoczne podwieszone uzbrojenie, tekstury na modelach, plastyczny teren i miasta, które wreszcie nie wyglądały jak zlepek kilku brył rozrzuconych na szarej płaszczyźnie. To był ten wizualny realizm na który czekało się tyle lat. No pod warunkiem, że nad miastem leciało się nad odpowiedniej wysokości, bo z bliska teren wyglądał jak rozpaćkana breja tekstur. Na deser był jeszcze wirtualny kokpit, który pozwalał na swobodne rozglądanie się po kabinie. Kosmos. Objętość gry? Bagatela 35Mb w czasach kiedy przeciętny PC miał na pokładzie 100Mb twardziela… Oceny 100% w kategorii grafika, dźwięk, miodność w recenzji Secret Service powodowały, że jako amigowiec nie spałem po nocach. Strike Commandera ograłem wreszcie pod koniec 94 roku już jako dumny posiadacz 486DX2. Detale mogłem sobie ustawić na full