Crazy Cars 3

Jedni grali do zdechu w Lotusa, inni w Jaguara. Inne amigowe wyścigi z widokiem z tyłu nie dorobiły się takiego wysokiego kultowego statusu, ale w tej kategorii było kilka udanych produkcji. Ja dużo pogrywałem w Crazy Cars z numerem 3, który przypominał mi atarowskie Road Race połączone z filmowym Cannonball Run. Tutaj też trzeba było zamykać budzik na amerykańskich autostradach międzystanowych, biorąc udział w nielegalnym wyścigu z San Francisco do Nowego Jorku. Na drogach rozpychali się oponenci i wściekli gliniarze próbujący zarysować lakier w naszym rasowym Lamborghini. Ratowały nas tylko szybkie reakcje joystickiem i turbo pod spacją. No i ta adrenalina kiedy obstawiliśmy grubą kasę na wygraną w wyścigu bez której nie dało się porządnie doposażyć samochodu w lepsze części. Crazy Cars 3 to żaden hit, raczej mocny średniak, a mimo to zabawy z tą grą było sporo.

D&D w wydaniu arcade

Komputerowe Dungeons & Dragons kojarzą się przede wszystkim z tytułami należącymi do gatunku cRPG w których gracz dowodząc drużyną śmiałków przemierzał fantastyczne krainy w poszukiwaniu złota, sławy i okazji do dobrej bitki. Typowa produkcja z czasów 8/16-bitowców oferowała wyprawę w niebezpieczne podziemia, taktyczne starcia z przeciwnikami oraz rozwój umiejętności bohaterów.

[Czytaj dalej…]

Rail Chase

Na Rail Chase trafiłem w krakowskim salonie gier Stardust który otworzył się obok kina Sztuka na ulicy św. Jana. I był to lokal zupełnie z innej parafii niż typowe wozy Drzymały albo dworcowe speluny. Czysto, schludnie, na parterze ładnej kamienicy, Francja elegancja. Nikt nie sępił żetonów i nie kręciły się też podejrzane typy. Do lokalu trafiłem zaraz po jego otwarciu i Rail Chase stał na głównej sali robiąc konkretne wrażenie. Wielka buda z podwójnym siedziskiem trzęsącym się pod tyłkiem. Na ekranie akcja zasuwa dosłownie po szynach, a my grzejemy z karabinu do przeciwników w widoku FPP. Pierwsze skojarzenie to Indiana Jones i Świątynia zagłady i scena jazdy wózkiem po kopalni w wersji mocno rozszerzonej. Tempo jak to w arcadówkach było konkretne, nie było mowy o żadnych przestojach. Najlepiej było grać na dwóch gdzie każdy mógł pilnować swojej strony ekranu. Poszło na to trochę żetonów

Zmapowani

Bez dobrej mapy trudno było skończyć wiele z 8-bitowych tytułów. Zakręcone labirynty, niekończące się korytarze, ślepe zaułki i poukrywane przedmioty. Redakcja Bajtka starała się nieść pomoc wszystkim zagubionym w pikselowych światach. Raz wychodziło im to całkiem dobrze, a czasem… szkoda gadać. W nowym odcinku robię przegląd najciekawszych bajtkowych mapek > miłego odbioru!

Rasowy amigowy platformer

Ruff’n’Tumble – jedna z ostatnich porządnych platformówek na Amigę 500. Miała wszystko co trzeba żeby zawojować listy przebojów: świetną grafikę i muzykę, dynamiczną akcję i niezłą grywalność. Ale, że pojawiła się z końcem 1994 roku to wiele nie zdziałała. Amiga się kończyła, a ja sam przesiadłem się bez żalu na blaszaka. Wówczas nie miałem więc okazji zagrać w ten tytuł i nadrobiłem go dopiero kilka lata temu kiedy znowu zagościła u mnie Przyjaciółka. Lepiej późno niż wcale, bo to prawdziwa dwuwymiarowa perełka.

Hero Quest powraca

Są gry, które chciałbym mieć choćby dla samej możliwości ogladania grafik na pudełku, czytania instrukcji i podziwiania dodatków. Do tej grupy należy klasyczna planszówka Hero Quest. Dziś można trafić na kompletne wydania na portalach aukcyjnych kosztujące worek talarów. Jesienią ma się pojawić reedycja ufundowana z kampanii na Kickstarterze. Niestety póki co wyprzedano na pniu wszystkie egzemplarze. Ponadto mogli je kupić tylko mieszkańcy USA chociaż później dorzucono kilka sztuk do UK. Ale też już dawno zarezerwowane. Pozostaje mi liczyć, że w przyszłym roku pojawi się nowa duża dostawa

Konsolowy szał

Sega Mega Drive. Sprzęt na który w pewnym momencie chciałem zamienić swoją Amigę na której ograłem już „wszystkie” tytuły. Na konsoli miałem mieć automatowe hity – Streets of Rage, Punishera, najlepszą wersję Street Fightera 2, poza tym Sonica, Gunstar Heroes albo Alladyna. Jednak szybko przyszło otrzeźwienie w postaci cen i dostępności kartridży. W Polsce na początku lat 90-tych trudno było coś dostać, a jak już to w cenach drenujących portfel nastolatka. Zbierać na jedną grę kilka miesięcy? Nawet najlepsze produkcje 2D nie były tego warte tym bardziej, że PCty wchodziły już w konkretną rewolucję 3D, miały Dooma i Strike Commandera. No i na blaszaku nadal grać za grosze 😉