Loading #114 – Pixelowe dymki
Omawiamy kolejny związek popkultury z grami video. Tym razem padło na temat wirtualnych adaptacji popularnych komiksów
Omawiamy kolejny związek popkultury z grami video. Tym razem padło na temat wirtualnych adaptacji popularnych komiksów
Rick Dangerous – jedna z tych gier, która pokonała mnie swoim wysokim poziomem trudności, ale mimo setek straconych „chłopków” wciąż próbowałem przebić się przez kolejne plansze. Potrafiłem w kółko przechodzić te same fragmenty żeby wreszcie wykonać ten jeden cholerny skok co do pixela albo ominąć tubylca z naostrzoną dzidą. No i jak pewnie wielu wyobrażałem sobie, że Rick to nieślubny syn Indiany. W końcu tak napisano w Top Secrecie więc to musiała być prawda 😉
SimCity czyli dzień z życia prezydenta metropolii – buduj miasto, zarządzaj instytucjami, reaguj na klęski żywiołowe i po kryjomu defrauduj fundusze obywateli. Z tą grą miałem ciekawy przypadek bo był to chyba jedyny tytuł znany nauczycielom w mojej podstawówce (wczesne lata 90-te). A konkretnie mowa tutaj o pani od geografii, która podpatrzyła jak jej syn siedzi w domu nad SimCity i uznała, że produkcja ma duże walory edukacyjne. Nawet polecała nam zagrać i poznać zasady kształtowania miast i problemów z jakie trzeba po drodze rozwiązać. I jak później wytłumaczyć w domu rodzicom, że pani na serio kazała siedzieć przed komputerem
MEGARACE. Chyba pierwsza gra dostępna na „nowoczesnym” medium jakim była płyta CD, która totalnie mnie rozczarowała. Tytuł zapowiadano jako przełom, nowe otwarcie po którym nic już nie będzie takie samo. W końcu technologia CD-Rom miała zostawić produkcje dyskietkowe daleko z tyłu. Na biciu piany się skończyło bo gra wyglądała jak produkcja sprzed dekady tyle, że podana w nowoczesnej oprawie. Cała trasa była renderowanym filmem na który naklejono nasz samochód, który wyglądał jakby pływał z lewej do prawej strony toru. Taka jazda jak po szynach gdzie wszystko zostało zaplanowane z góry. Przy okazji można było postrzelać do nadjeżdżających rywali chociaż i to było skopane bo na ekranie pojawiał się maksymalnie jeden przeciwnik na raz. Emocje jak na grzybach. Grę ratowała trochę postać prezentera prowadzącego tytułowy show Megarace, który rzucał dobre teksty i stroił różne miny. Reszta to ślepy zaułek w który brnęły niektóre tytuły na CD.
Gęste ciemne chmury przykrywające niebo, gryzący w płuca smog wypluwany przez setki kominów. Czy to Kraków z końca XX wieku? Nie, to witające was o poranku Union City. Zapraszam na wycieczkę jego ulicami ę pod czujnym okiem Wielkiego Brata
Niech Moc będzie z Wami w ten międzynarodowy dzień Gwiezdnych Wojen! Oryginalna trylogia na zawsze w moim serduchu!
Bardzo kulturalna majówka. Zajrzałem do dwóch muzeów w których unosiła się woń nostalgii w postaci starych kompów, konsol, komiksów, filmów, planszówek, figurek, resoraków i innych popkulturalnych dóbr wyciągniętych z mroków przeszłości. Na zdjęciach eksponaty z Muzeum Inżynierii i Techniki w Krakowie oraz z wystawy „Trzepaki, Reksio, Atari” z Muzuem Nowej Huty.
[Czytaj dalej…]