Zrobiłem sobie powtórkę kilku odcinków Archiwum X bo akurat takie dobrocie dają na Disney+. Przyznam że po latach wciąż dobrze ogląda mi się ten serial. Nawet zapomniałem o co chodzi w części odcinków które teraz widziałem więc czułem się jakbym podchodził do nich pierwszy raz. Co za emocje 😉 Da się też dostrzec niezbyt szczęśliwy schemat budowania otoczki konspiracji. Serial zjada własny ogon co chwila dodając spiski i tajemnice do już toczących się wątków. Z sezonu na sezon okazuje się że ci którzy mieli mieszać są marionetkami w rękach jeszcze innych postaci, a tamci też wykonują polecanie kogoś tam. Pytanie czy chcesz w to uwierzyć?
Migawki z arcadowgo świata który już prawie nie istnieje. Kiedy w drugiej połowie lat 90tych byłem pierwszy raz we Włoszech na Wakacjach to nadmorskie salony gier pękały od ilości automatów. Dziś została ich garstka i to mocno przetrzebiona w zawartość . Stoją tylko budy typu celowniczek albo wyścigi. Ponieważ takie gry nie są już w stanie zachwycić oprawą więc starają się przyciągnąć klienta możliwością potrzymania kierownicy albo karabinu. A ja się pytam gdzie są Caddilacs and Dinosaurs?
Wakacje’91.
Sierpień. Wówczas dostałem swoją własną Amigę 500. Wcześniej przez kilka lat katowałem
Atari 800XL i mając już ograne „wszystko” co tylko się dało chciałem położyć
swoje łapy na produkcjach, których mój komputer nie miał bo wydawcy zwyczajnie
go olali. Długo nudziłem rodziców o C-64 ze stacją dysków bo Amiga wydawała mi
się być poza finansowym zasięgiem, a tamten 8-bitowiec miał konkretną
bibliotekę tytułów do ogrania. W tym momencie na scenie pojawił się wujek dobra
rada, który wybił mi z głowy kupno komputera z upadającej generacji i mocno
namawiał na Amigę, którą zresztą sam posiadał. Koniec końców pewnego
słonecznego dnia pod koniec wakacji tata dość niespodziewanie przytachał do
domu pudło z nowiutkim 16-bitowcem. Jeszcze nie zdążyłem zebrać szczęki z podłogi
kiedy za chwilę wrócił z wielkim kartonem w którym znajdował się kolorowy
monitor. Całe 14 cali!
To był czysty obłęd. Atari które stało na półce obok wyglądało jak relikt
minionej epoki. Pamiętam jak dziś kiedy sprintem poleciałem do kolegi po jakieś
dyskietki z grami i przyniosłem Operation Wolf oraz Defender of the Crown. Od razu
dwie petardy na start kilkuletniej wspaniałej przygody z nowym komputerem. A
resztę Sierpnia spędziłem pożytecznie: strzelając do kosmitów, zdobywając
zamki, włócząc się po labiryntach, latając myśliwcem i jeżdżąc autostradą na
złamanie karku.
Właśnie
zapowiedziano nową część Alone in the Dark. Tymczasem w pamięci wciąż mam
pierwsze spotkanie z jedynką gdzieś w okolicach 1992 roku na krakowskiej
giełdzie pod Elbudem. U jednego z handlarzy gra była uruchomiona na 386SX z
czarno białym monitorem co akurat dobrze wpływało na klimat. Widok trójwymiarowej
postaci poruszającej się po starej rezydencji był niesamowity, wręcz przełomowy.
Szczególnie dla nas kilku amigowców którzy tam staliśmy i patrzeliśmy na to
blaszakowe cudo. Niektórzy się wtedy łudzili, że już za moment gra wyjdzie na
Przyjaciółkę, ale nic takiego nie miało miejsca. Alone in the Dark zrobił
niesamowicie dobrą robotę dla gatunku komputerowych horrorów i w ogóle odpowiednio
wpłyną na całą branżę. To jeden z tych kroków milowych które dokonały się w
elektronicznej rozrywce. Oby nowa odsłona nie zawiodła
Ostatnio pograłem trochę w różne chodzone bijatyki w coopie z młodszym synem (6 lat). Padło na Asterixa, Żółwie Ninja i Avengersów bo to akurat tytułu z komiksową grafiką i przemocą z przymrużeniem oka. Wnioski mam takie: Te gry są cholernie trudne i nic dziwnego, że kiedyś człowiek tracił na nie całe kieszenie żetonów. Niektóre poziomy, a już szczególnie pojedynki z bossami to jakiś absurd. Na ekranie dzieje się tyle i w tak szybkim tempie, że nie sposób prawidłowo zareagować. Jedno złe ustawienie postaci i pół paska życia idzie się kochać. Na szczęście rozgrywka na emulatorze niweluje stres związany z dorzucaniem miedziaków w paszczę automatu. Mój syn nie rozumie sytuacji w której na ekranie pojawił by się napis Game Over bo zabrakłoby żetonów. Dla niego grę należy przejść od początku do końca. Ot tak. Nie ma czegoś takiego jak „liczba żyć”. Zresztą współczesne gry choćby z serii Lego mają podobną konstrukcję. Giniesz? To gra wrzuca cię z powrotem na planszę, w zasadzie bez konsekwencji. Czasem cofnie cię trochę do tyłu i tyle. To z czym kiedyś trzeba było się mierzyć na automatach czy choćby w typowych grach komputerowych czyli z poziomem energii/liczbą istnień dla moich chłopaków i zapewne większości ich rówieśników nie istnieje. Oni po prostu czerpią frajdę z samego faktu grania, a nie walki z systemem
W
1997 roku byłem jeszcze zatwardziałym PCtowcem, ale spoglądałem też w stronę
konsol, szczególnie że wiele gier wyglądało tam jak na automatach. Jakoś
wówczas przypadkiem wpadł mi w ręce trzeci numer czasopisma PSX Extreme i
wsiąkłem w temat na dobre. Rok później kupiłem swoje Playstation, chwilowo
jeszcze nie przerobione i bez karty pamięci więc w zasadzie grałem bez
opamiętanie w różne dema. Przy okazji co miesiąc biegałem do kiosku po nowy
numer PE, który stał się moim obowiązkowym zakupem (później dołączyło do tego
Neo Plus). I tak samo teraz nawiedzam regularnie punkty z prasą regularnie
kupując nowe wydania „Szmatławca”. Nie przegapiłem żadnego egzemplarza i wciąż
mam prawie kompletną kolekcję bez dwóch pierwszych numerów. A właśnie ukazał
się okrągły numer 300! Piękny jubileusz zwarzywszy, że prasa papierowa ma
cholernie pod górkę i kolejne periodyki znikają z rynku. Oby ekipa PE wytrzymała
jeszcze trochę bo publicystykę mają naprawdę dobrą, a ja lubię wziąć nowy numer
pod pachę i na spokojnie udać się z nim tam gdzie król chadza piechotą
Wakacje
to z reguły tradycyjna posucha w wydawaniu nowych gier. Wiedzieli już o tym 32
lata temu w Bajtku pisząc o sezonie ogórkowym. Przy okazji redaktor ponarzekał
na nasze lokalne piractwo. Ale umówmy się że nawet gdyby te 8-bitowe oryginały
wówczas były to kto by je kupował za worek pieniędzy? Latem 1990 roku na liście
przebojów tego miesięcznika królował Aliens czyli tytuł bagatela 4-letni. Tak
to wówczas u nas wyglądało. Ludzie głosowali niekoniecznie na nowości, ale na
po prostu na gry dobre. Na niższych stopniach podium uplasowały się niezłe Iron
Lord i Nietykalni – jedna z najlepszych
filmowych adaptacji na 8/16-bitów. U dołu tabeli jedna Polska (!) produkcja w
postaci atarowskiego Robbo. Listę zamykał Red Heat, kolejna gra na podstawie
licencji filmowej i jednocześnie kolejny crap, który trafił tam chyba tylko
dlatego że na ekranie przewijał się lewy sierpowy Arnolda.
This website uses cookies to improve your experience. We'll assume you're ok with this, but you can opt-out if you wish.AcceptRead More
Privacy & Cookies Policy
Privacy Overview
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may affect your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.