20-lecie Retro Gamera

Z prawej strony pierwszy numer brytyjskiego Retro Gamera, z lewej najnowszy świętujący 20-lecie istnienia tego czasopisma (z numerem 257). Wokół nich niewielki fragment kompletnej kolekcji, którą trzymam w szafie pod kluczem. To obecnie jedyny miesięcznik po który biegam sprintem do Empiku jak tylko pojawi się nowy numer. Czuje się jak ten dzieciak wyczekujący na kolejne wydanie Top Secretu albo SSa . Retro Gamer niezmiennie serwuje potężną dawkę nostalgii, powrót do klasycznych gier i konsol/komputerów w przeglądach, historiach ich powstania, wywiadach i innych cudach z czasów niesłusznie minionych

Alone in the Dark – jak powstała gra?

Być może pierwszy Alone in the Dark wygląda dziś groteskowo ze swoimi tępo ociosanymi wielokątami, ale w momencie premiery powodował, że grzeczni chłopcy kryli się ze strachu pod kołdrą i jeśli grali to przy zapalonym świetle. W nowym tym Loadingu wrzuciłem na ruszt historię powstania klasycznego komputerowego horroru czyli Alone in the Dark.

Na misję!

„No jak to gdzie? W biurze!” Porządny symulator z początku lat 90-tych miał kilka „ekranów” bazy z pokojem dowódcy, salą odpraw, kantyną i kwaterami pilotów. W każdej z tych miejscówek dało się na coś kliknąć, a to wybierając misję, sprawdzając uzbrojenie albo przeglądając odznaczenia na klapie munduru. To szwędanie się po jednostce genialnie budowało całą militarną otoczkę jeszcze przed samym lotem. Na zdjęciu Gunship 2000

Sam w ciemności…

Lada moment będzie premiera nowej odsłony Alone in The Dark. Od pojawienia się pierwszej części dzielą ją prawie 32 lata. W branży elektronicznej rozrywki to wręcz całą wieczność. Pierwsze Alone zobaczyłem najpierw na giełdzie komputerowej odpalone na blaszaku z czarno białym monitorem co akurat tej „prezentacji” wyszło na dobre. W sam raz pasowało to do atmosfery grozy skrojonej na miarę nowego rozdania w branży gier komputerowych. Wirtualny horror wreszcie potrafił przestraszyć. Stara, opuszczona rezydencja położona gdzieś na mokradłach Luizjany po której poruszała się trójwymiarowa postać wąsatego detektywa na którego dybały kreatury wyciągnięte prosto z kart powieści Lovecrafta. Ciągłe uczucie niepokoju, dziwne odgłosy dobiegające gdzieś z dalszych części domu, specyficzne ujęcia kamery. To była istna petarda!

Robin

Krótko i na temat – opis gry wydrukowany na naklejce na dyskietce. Te kilka zdań często wystarczało żeby zorientować się czy warto u handlarza kupić gre czy może wertować flopy dalej w poszukiwaniu czegoś innego

Pokój dowodzenia

I takie stanowisko dowodzenia to ja rozumiem! Od lewej najlepsza (oczywiście!) Amigowa ścigałka Lotus, tutaj w swojej trzeciej odsłonie uruchomiona na A1200. W środku jedzie Chase HQ, konwersja z maszyn arcade zdaje się odpalona na komputerze Sharp X68000, prosto z kraju Kwitnącej Wiśni. Dobry tytuł wyglądający jak wirtualny kuzyn serialu Miami Vice. Dwóch gliniarzy wyglądających jak Sonny i Rico gonili swoim Porsche za handlarzami narkotyków i innym typami spod ciemnej gwiazdy. Na końcu widać OutRun, klasyczne wyścigi od Segi puszczone z Saturna. Ta gra była kwintesencją lat 80-tych: ostra jazda Ferrrari Testarossą w wersji kabrio, muzyka disco puszczona z kaseciaka, wiatr we włosach i blondyna na siedzeniu pasażera. Zdjęcie nie moje, ale chętnie bym się wprosił w gości do właściciela tych sprzętów