Barbarzyńca

Nadrabiam stare komiksy z Conanem wydawane przez Marvela cztery dekady temu. Polskie edycje z lat 90-tych (TM-Semic) jakoś mnie ominęły więc wchodzę w temat na świeżo. Wówczas Conana znałem oczywiście z filmów, książek i gier z serii Barbarian. Te ostatnie wprawdzie nie były bezpośrednią adaptacją, ale wiadomo że człowiek wyobrażał sobie, że wskakuje w gacie cymeryjskiego wojownika i odcina łby oponentom ratując skąpo odziane niewiasty

Work in progress…

Dziś fotka z warsztatu 😉 Każdy Loadingowy odcinek z gatunku „Jak powstała gra” lub „Historia serii” zaczynam od porządnej rozpiski tego co powinno się znaleźć w materiale. To pomaga mi uporządkować myśli i pomysły. I w moim przypadku koniecznie musi być to na początku przelane odręcznie na papier, a dopiero później wklepane do Worda. W tej chwili powstaje scenariusz do serii Quest for Glory, który w formie dużego odcinka pojawi się „gdzieś w 2022”

Top Secret – pierwszy numer okiem gracza

Pewnego deszczowego dnia w październiku A.D. 1990 w kioskach Ruchu pojawił się On! Pierwszy numer tak wyczekiwanego czasopisma tylko dla graczy. Top Secret stał się ciałem, dość chudym bo na 36 stron i na marnym papierze (ale jednak był!) i odmienił życie miłośników elektronicznej rozrywki w naszym kraju. Zapraszam na materiał w którym robię przegląd premierowego numery TSa

Top Secret, numer drugi

31 lat temu czyli w Grudniu 1990 ukazał się drugi numer Top Secret. Wreszcie można było powiedzieć, że coś się ruszyło w temacie wydawania pisma tylko dla graczy. Po latach posuchy, czytając cztery strony o grach w Bajtku i jedną, dwie w Komputerze można było poczuć powiew zachodu. W owym numerze szczególną uwagę zwracały uwagę dwie gry. Najpierw opis do Defender of the Crown, który nawet mając pięć lat na karku (rocznik 1986) wyglądał jak ósmy cud świata. Ja atarowiec z byle magnetofonem (chociaż już z Turbo!) marzyłem o takim tytule i z zazdrością patrzyłem na screeny podpisane „Commodore”. Drugi tytuł to Infiltrator, który wywoływał szybsze bicie serca za sprawą screenu na którym było widać kokpit śmigłowca z dłońmi trzymającymi stery. Istny kosmos! I to jeszcze było na Atari, chociaż w moim przypadku w źle przyciętej kasetowej wersji w której nie dało się wczytać dalszych etapów. Ale sam lot w takiej grafice robił tutaj robotę. Obydwie gry sprawiłem sobie w czasach nowożytnych w ramach pogoni za nostalgią.

Co do Top Secretu to jakiś czas temu firma Retronics wydała reedycję pierwszych numerów (w tej chwili pracują nad nr. 5 i 6) i wyszło im to naprawdę super. Lepszy papier niż w oryginale, poprawione błędy w tekstach i porządne screeny. Akurat w sam raz na podmiankę do moich starych wymiętych egzemplarzy. Polecam jak diabli!

[Czytaj dalej…]

Morskie operacje

Harpoon nie miał wystrzałowej oprawy. W otoczeniu innych gier wydawał się być ascetyczny, bez fajerwerków i z dźwiękiem jakościowo spóźnionym o kilka dobrych lat. Ale taki był styl tej gry. Człowiek miał się skupiać na ikonach i tabelkach prowadząc wielogodzinne morskie kampanie w  obowiązkowym wówczas scenariuszu konfliktu NATO kontra UW. Schemat przygotowania do gry wyglądał następująco: najpierw przeczytać Czerwony Sztorm Toma Clancyego, później zapoznać się z opisem z Computer Studio, następnie odrobić lekcje i wreszcie zarwać nockę przed monitorem

Gobliny, odsłona trzecia

Granie w Gobliny to był dla mnie ciężki kawałek chleba. Z każdą częścią stopień trudności rósł, tak że w trójce zacinałem się co chwilę. Abstrakcyjne zagadki, dziesiątki kombinacji, do znalezienia przedmioty wielkości kilku pixeli  i akcja rozciągnięta na więcej niż jeden ekran. Więc ten opis z Secret Service był na wagę złota. Najpierw próbowałem sam rozgryźć zadania, a dopiero później po n-tej próbie zerkałem do solucji. Nie da się ukryć, że pod koniec gry to częściej siedziałem z nosem w opisie niż samodzielnie szukałem rozwiązań.