Mordownia
Salon gier A.D.1989. Klasyczny Wóz Drzymały z automatami ustawionymi w rzędzie pod ścianą. W środku typowy widok – jeden koleś gra inni patrzą ściśnięci wokół. Co bardziej zapobiegliwi zadają pytanie „czy mogę ci postrzelać?” licząc na to, że chociaż na chwilę gratisowo dostaną się do automatu. Ktoś inny zamienia się w wujka dobrą radę i na bieżąco podpowiada jak przejść etap albo jak pokonać „bazę” na końcu levelu. Szef salonu siedzi w malutkiej kanciapie i zza kraty wydaje nowe żetony przy okazji drąc się żeby nie szarpać gałkami. Żetony lądują w paszczach automatów albo zostają skrojone przez dryblasów czyhających na samotne dzieciaki – „kopsnij balszkę albo wychodzimy na zewnątrz!”. Wszystko dobywa się w oparach tytoniowego dymu wymieszanego z potem i ciężką atmosferą. Emocje sięgają zenitu kiedy etatowy wymiatacz potyka się pod koniec gry wydając z siebie głośne „kuuurrwwaaaa!!!”. Na pocieszenie pozostaje wpis na podium listy high-score żeby inne leszcze wiedziały kto tu rządzi. Przynajmniej do wieczora kiedy szef wyłączy prąd kasując wyniki i zamknie lokal.