Another World

Zakończenie Another World zawsze było dla mnie szczególnym doznaniem. Gorzki finał krótkiej, ale intensywnej wyprawy po nieznanym świecie. Ta gra od początku do końca robiła niesamowite wrażenie swoją „innością”. Ekran bez interfejsu, pasku życia albo zapasu amunicji. Do tego zero dialogów czy choćby opisów co czemu ma służyć. A jednak człowiek siadał i potrafił odgadnąć o co w tym wszystkim chodzi. Dzisiaj spokojnie można powiedzieć, że to ponadczasowy tytuł, który zawsze będzie aktualny i nierozerwalnie związany z Amigą.

Do poduszki

Dojechała do mnie świeża dostawa lektur. Wśród nich długo wyczekiwana „Historia Amigi pixel po pixelu” czyli polskie wydanie książki Chrisa Wilkinsa, który przedstawia zawiłe losy Amigi i wybrane kultowe gry. Oprócz tego w książce jest masa wspomnień ludzi z branży którzy mieli styczność z tym fantastycznym 16-bitowcem. Ten konkretny egzemplarz książki pochodzi ze zbiórki na wspieram.t, ale podobno ma być też za niedługo w sprzedaży na stronie wydawcy magazynu Pixel.

[Czytaj dalej…]

Tomahawk

Kiedy chciałem się poczuć jak Maverick z Top Gun odpalałem na swoim Atari Fighter Pilot. A co w przypadku szukania mocnych wrażeń po Błękitnym Gromie? W magnetofonie lądowała kaseta z Tomahawk, najlepszym z symulatorów śmigłowców dostępnych na mojego 8-bitowca (Ok, wyszły ze trzy takie gry więc wielkiego wyboru nie było). Ten tytuł to była mocna rzecz! Latało się nie byle czym bo Apachem w pełnym trójwymiarowym środowisku. Wprawdzie złożonym z niewypełnianych wektorowych brył, ale co tam. Każdy pojazd można było obejrzeć z dowolnej strony, a góry majaczące na horyzoncie to nie był tylko płaski obrazek. Dało się do nich dolecieć i lawirować między szczytami. Kij, że wówczas animacja mocno klatkowała. Biorąc ostre nawroty, balansowałem całym ciałem takie były emocje! Tomahawk jako „rasowy” atarowski symulator wymagał zapoznania się z instrukcją obsługi i klawiszami sterującymi. Tu z pomocą nadlatywał opis wydany przez zakopiańskie Tatrasoft, który o dziwo nie był typowym zlepkiem banalnych wywodów jego autora, tylko rzeczywiście przedstawiał zasady działania gry. Wtedy tytuł znakomity, dziś niestety nie grywalny.

Zmierzch przygodówek

Full Throttle – genialna przygodówka Lucasarts z czasów kiedy ten gatunek zaczynał wymierać. Klasyczne, ręcznie rysowane światy 2D były wypychane przez rozpychającą się w branży trójwymiarową grafikę. Świat zaczął pęd ku teksturom i akceleratorom 3D więc na sentymenty nie było miejsca. Dopiero teraz, po latach widać jak takie tytuły jak FT potrafią wciąż zachwycić, a gry 3D z połolwy lat 90-tych straszą kanciastymi bryłami i ogólnymi uproszczeniami.

Zadyma na dzielni

The Punisher – żetony same wyskakiwały z kieszeni prosto do wrzutnika w lokalnym „salonie gier”. Rasowa bijatyka bez pardonu w której Frank Castle i Nick Fury palili fajki, lali po gębach przeciwników albo częstowali ich ołowiem lub nawet przypiekali miotaczem ognia. Gra z czasów kiedy tytuły na automatach wciąż wyglądały lepiej niż ich odpowiedniki na domowych komputerach/konsolach. Zawsze musiały być jakieś kompromisy: mniejsze postacie, pocięta animacja, ograniczona liczba gości na ekranie. Taki Punisher trafił na Mega Drive, ale nie grało się w niego tak dobrze jak w wersję oryginalną. Kasę z kupna kartridża lepiej było przepuścić w wozie Drzymały

Sikret z płytką

Pierwszy Cover CD jaki zagościł w polskiej prasie to ten który został dołączony do Secret Service w grudniu’95. Na zachodzie mieli już taki cuda choćby w PC Gamerze, ale u nas jedyne na co można było liczyć to zwykły cover dysk z jednym lub dwoma demami. Tymczasem tutaj było już na bogato. Płytkę wypchano po brzegi wersjami demonstracyjnymi, filmami z gier, biblioteką screenów i tekstami. Pół roku później w SS zagościł już regularny Cover CD, a z czasem nawet dwa. Trochę to przypominało wyścig zbrojeń kiedy redakcje różnych pism prześcigały się kto upcha więcej ciekawej zawartości na płytkach, łącznie z pełnymi wersjami gier.