Desert Strike

Chciałem sobie polatać helikopterem w Desert Strike. Tymczasem w domu matka krzyczy że nie będzie trzeci raz odgrzewać obiadu, a pies błagalnymi oczami prosi żeby wyjść z nim na spacer. Ale do cholery nie ma czasu! Odpalam Amigę wrzucam pierwszy dyski i już myślami jestem w wirtualnym świecie. I nagle przy zmianie nośnika na dysk nr.2 stacja poci się i trzeszczy. Błąd odczytu! Przy donośnym „Kuurrrwwwaaa!!!” niosącym się po klatce bloku zbiegam sprintem na dół i cisnę ile sił w nogach do kumpla z zapasowym dyskiem. Odcinek 300m przebiegam z taką prędkością, że nauczyciel WF-u z miejsca wpisałby mi do dziennika 5+ i pasował na przedstawiciela szkoły w zawodach sportowych. Dzwonię domofonem trzymając cały czas palec na przycisku bo może nie usłyszy? Wpadam do mieszkania odtrącając w drzwiach młodszego brata kolegi bo w końcu stoi na drodze pilnej sprawy. Szybko odpalamy X-Copy bacznie obserwując tabelkę zapełniającą się zielonymi zerami. Trwa to wieczność. Przegrało się! Wyrywam dysk ze stacji i puszczam się w długą do domu. Na klatce przeskakuję połowę każdego biegu schodów zahaczając nogą o jakieś doniczki z paprotkami. Jedna poszła w drzazgi, ale trudno, straty muszą być. W każdym razie nawet się nie zatrzymuje, w domu czeka na mnie wojna, na ekranie. Dopadam swojej Amigi, leci pierwszy dysk „Szyyyybbcieeejjj Jezzuussiee!!!”, zmiana na drugi i…. Matko przenajświętsza przegrałem zły dysk! Mam dublet trzeciego! Kurtyna…