Prawdopodobnie najbardziej wkur%&^ zabezpieczenie antypirackie w historii gier. Nazywało się Lenslok i wyglądało jak kawałek plastiku ze szkiełkiem pośrodku. Największą jego zaletą było to że nie dało się go powielić na „giełdzie” i na tym pozytywy się kończą, dalej miał już same wady. Samo skalibrowanie urządzenia po każdorazowym wczytaniu gry doprowadzało do szewskiej pasji. Kiedy na ekranie pojawiała się litera „H” trzeba było dopasować ją do wycięć w obudowie Lensloka. Następnie obrócić o 90 stopni zgiąć plastikowe „uszy” i patrząc przez specjalne szkiełko/pryzmat na widoczny na ekranie zdeformowany napis starać się odczytać słowo „OK!”. Kiedy było ono już dostatecznie widoczne oznaczało to że Lenslok złapał ostrość i można przejść do kolejnego kroku. Komputer losował dwie litery będące hasłem, które gołym okiem również wyglądały jak zlepek przypadkowych symboli. Ponownie należało spojrzeć przez Lenslok ( nie odrywając go wcześniej nawet na moment od ekranu ! ) próbując odczytać zamazany kod. Tak przy okazji to dwa błędne wpisy zawieszały grę… Jeżeli doczytaliście do tego momentu ze zrozumieniem to gratuluję bo sam nie mogłem tego złapać dopóki nie zobaczyłem tego cholerstwa w akcji. Na szczęście tylko kilka gier na Spectrum wymuszało korzystanie z Lensloka po czy pomysł szybko zarzucono żeby nie drażnić klientów