Dwa mocne komiksy mojego dzieciństwa. „Szninkiel” kusił mnie wtedy głównie kilkoma pamiętnymi kadrami z golizną, zresztą koledzy też rozpatrywali ten komiks pod względem „walorów” bohaterki. Także przemocy było niemało i w dobie „Tytusa” wydawało się nieprawdopodobne ,że dzieciaki mogą czytać takie rzeczy. Kiedy rodzice połapali się co jest na obrazkach było już za późno – tego nie dało się odwidzieć 😉 Fabuły specjalnie nie rozumiałem; była po prostu zbyt ambitna jak dla chłopaka w połowie podstawówki więc doceniłem ją dopiero w kolejnych latach. Dzisiaj chylę czoła przed dokonaniem duetu Rosiński/Van Hamme. Podobnie dowiedziałem się że oryginał był pokolorowany, a u nas sprzedawano wersję czarno-białą co akurat w mojej ocenie zawsze było ogromnym plusem.
Drugi nie mniejszy klasyk to” Funky Koval”, którego też mam w wersji czarno-białej drukowanego chyba w odcinkach w miesięczniku Fantastyka i spiętego później w jeden zeszyt. Ten komiks to była prawdziwa uczta: dobra kreska, dynamiczna fabuła, niezwykle sugestywny świat przyszłości ( latające samochody ! ) no i wyrazisty bohater – honorowy, twardy sukinsyn ! Zawsze trochę narzekałem, że dialogi są przegadane i jest ich po prostu za dużo, ale i tak bawiłem się świetnie czytając Kovala –naście razy.