Gran Turismo, gra którą kochałem i jednocześnie nienawidziłem. Z jednej strony kapitalna oprawa, wręcz foto-realistyczna z otoczeniem odbijającym się w wypucowanych do blasku furach (efekt mocno oszukany, ale kto się wtedy tym przejmował?), nieprzebrany garaż pełen samochodów przy których dało się pogrzebać i pobawić w domorosłego tunera. Z drugiej ogrom gry mnie przerastał. Konieczność robienia kolejnych licencji i spełniania ich wyśrubowanych wymagań, wyścigi w których konkurencja odjeżdżała jak chciała a jeden mały błąd podczas jazdy niweczył kwadrans precyzyjnego prowadzenia samochodu w ciasnych zakrętach podczas długich rund. I ten cholerny system kolizji przypominający odbijające się od siebie kartonowe pudła. To była szorstka przyjaźń