Pudełko z taśmami – obowiązkowe wyposażenie weekendowego wypadu na „giełdę”. Zadanie z pozoru proste, obłowić się nowościami samemu opychając innym niepotrzebny towar. Znak rozpoznawczy dla zainteresowanych – pudełko z VHSami pod pachą. Taśmy ułożone nazwami filmów do góry były na wymianę, te odwrócone plecami oznaczały świeżo zdobyte lub nie na handel. Na giełdzie towarzystwo było mieszane. Stali bywalcy nawiązywali znajomości i można było mieć zaufanie, że nie wcisną człowiekowi pustej kasety albo gniotu którego nie da się oglądnąć. Obyci w temacie sprawdzali wizualnie jakość taśmy magnetycznej odginając tylną klapkę albo ręcznie kręcili rolkami czy aby dobrze naciągnięte. Sporo było też typów spod ciemnej gwiazdy o twarzy jak po strzale łopatą, którzy pojawiali się jednorazowo i sprzedawali nieistniejące filmy ( „bierz pan, nowość z Van Dammem” ) albo taśmy z nagranym czym innym zamiast tego co obiecywali. Tym sposobem przeżyłem raz traumę bo miałem obiecaną bajkę, ktoś nagrał dziennik TVP.
Zdarzyło się też że taśma magnetyczna była umorusana jakimś smarem, który skutecznie zabrudził nam głowicę magnetowidu. Szczytem rozczarowania były filmy nagrane bez ostatnich scen, które nie zmieściły się na taśmie – w pewnym momencie pojawiał się czarny obraz i video automatycznie rozpoczynało przewijanie kasety do początku w asyście gromkiego okrzyku domowników „k** mać” ( przez tydzień nie byliśmy pewni czy James Bond dokończył swoją misję ). Złote czasy wymiany filmów przygasły po wprowadzeniu ustawy o prawie autorskim, później weszło DVD i filmy na CD-kach, ale o tym będę przynudzał innym razem