Bond jest retro jak diabli. W końcu niedawno filmy z tej serii skończyły 50 lat. Z racji tego, że zawsze byłem ich fanem jakieś 15 lat zaopatrzyłem się w kompletne wydanie na VHS liczące 19 filmów zapakowane w duże kolekcjonerskie pudło. Ponieważ później kupiłem edycję na DVD, a w retro nie siedziałem jeszcze tak mocno to miałem pozbyć się kaseciaków żeby nie zajmowały miejsca na półce. Od tego tragicznego w skutkach kroku powstrzymała mnie na szczęście żona przeczuwając że jeszcze do tematu wrócę. I tak jedyne słuszne wydanie stoi u mnie do dziś. Dwie kasety są jeszcze w stanie „mint condition” czyli zafoliowane, nieśmigane. Na jednej jest pierwszy docinek – „Dr.No” , którego nigdy nie trawiłem, a na drugiej najgorszy z Bondów czyli „W tajnej służbie jej Królewskiej Mości” powszechnie uznawany za czarną owcę w rodzinie. Po drugiej stronie barykady są mocno zajechane taśmy z moim ulubionym „Żyje się tylko dwa razy”, równie udanym „Szpieg który mnie kochał” z chyba najlepszą rolą Moore’a oraz samochodem zmieniającym się w łódź podwodną ( miałem nawet takiego resoraka ) a także pierwszy nowożytny Bond „Goldeneye” z czołgiem driftującym po ulicach Petersburga.