Granie w komputerowe i papierowe AD&D przez dłuższy czas kojarzyło mi się z tzw. „Heroic fantasy”. Wielcy bohaterowie przemierzając świat Forgotten Realms tłukli na potęgę kolejne zastępy potworów, dokonywali rajdów przez podziemia szukając błyskotek i ratowali kolejne miasta od panoszących się tu i ówdzie szalonych nekromantów pnąc się przy okazji na coraz wyższe poziomy doświadczenia. I wtedy pojawiło się rozszerzenie DARKSUN ze swoją jałową krainą Athas przypominającą post apokaliptyczne pustkowie gdzie samotny wędrowiec miał nikłe szanse przeżycia. W tym niegościnnym świecie nawet granie doborową ekipą wymagało sporej dozy samozaparcia i nie ukrywam szczęśliwych rzutów kostkami. Podobnie PC-towa adaptacja okazała się być trudną grą ( przynajmniej dla mnie ) w której żeby przetrwać choćby pierwsze starcie musiałem stworzyć drużynę postaci z „dopakowanymi” statystykami. Na dzień dobry akcja rozpoczynała się od krwawej jatki na arenie i ucieczce z więzienia. Żadnych tutoriali czy leniwego rozpoczęcia wielkiej przygody. A dalej wraz z podążaniem za głównym wątkiem związanym z jednoczeniem lokalnych osad spod jarzma despoty było tylko pod górkę. Pomimo wysokiego poziomu trudności Darksun wciągał. Ten setting podobnie jak każde porządne rozszerzenie do AD&D oferował nowe klasy i rasy jak giganci czy modliszko-podobni Thri-kreeni. Pojawiły się talenty psioniczne zmieniające zasady korzystania z magii. I przy okazji na emeryturę odeszła profesja Palladyna ponieważ w tak brutalnym świecie nie miała by racji bytu. Athas to zło w czystej postaci.