Z PCtowego Rise of the Triad zapamiętałem trzy rzeczy. Pierwsza to ślady po kulach zostawiane na ścianach (wtedy absolutna nowość!), druga – digitalizowane dłonie trzymające pukawki i trzecia – szarpanie się z ustawieniami zasobów blaszaka (EMS) żeby gra ruszyła. Walka toczyła się o parę wolnych kilobajtów pamięci