Street Fighter 2 przez jakiś czas był naczelnym mordobiciem 1 vs 1 na Amidze. Ośmiu podstawowych zawodników, każdy ze swoją historią i zestawem ciosów specjalnych. Bez problemu można było znaleźć swojego ulubieńca. Do tego czterech twardych „bossów” na szczycie drabinki turnieju. A później pojawił się Mortal Kombat więc w moim przypadku Ryu i spółka poszli w odstawkę. Gdzieś za moimi plecami rodzina SF2 cały czas się powiększała o kolejne wersje: Champion Edition, Hyper, Turbo, New Challengers. Przestałem liczyć te kolejne wcielenia. Ostatnio wróciłem do gry na Sega Mega Drive i widzę, że wcale nie zardzewiałem. Wciąż jestem w stanie przejść całą grę i bezproblemowo kręcić ćwierćkółka żeby odpalić Hadouken’a