Kiedyś na wakacjach obowiązkowym punktem programu było odwiedzenie lokalnego salonu gier w którym tłukło się w czystej krwi zręcznościówki. Najlepiej z kumplami z kolonii gdzie w grę wchodziło wspólne przechodzenie Cadillacs and Dinosaurs, mini turnieje w Street Fighter 2 albo rozpracowanie w tandemie dowolnej strzelanki gdzie jeden kieruje samolotem a drugi przyciskami pruje z działek i zrzuca bomby. Dzisiaj takie miejscówki zupełnie się zmieniły. Chyba nad morzem/w górach nie ma już lokalów ze starymi automatami. To co znalazłem na urlopie to kilka przybytków w których powtarzały się gry z gatunku „naparzamy celownikiem po ekranie” albo jakieś wyścigi z grafiką rodem z PS3. Jak dla mnie zero emocji. Klimatu z lat 90-tych nie da się podrobić – nikt nie kroi z żetonów, nie ma wianuszka obserwatorów patrzących „jak grasz”, nikt nie udziela rad jak przejść bossa, a lokal nie jest przesiąknięty dymem z papierosów