Wprawdzie musiałbym się chwilę zastanowić co dokładnie robiłem tydzień temu, ale za to doskonale zapamiętałem te momenty sprzed kilku dekad w których dostawałem w swoje łapy kolejne komputery i co jako pierwsze na nich uruchamiałem.
Atari 800XL – Pitfall. Gdzieś wiosną 1987 roku kupowaliśmy małe Atari w krakowskim Pewexsie. Sprzedawca pokazywał mnie i tacie jak wczytuje się gry z magnetofonu i robił to na przykładzie właśnie Pitfalla. Oglądanie kolorowych ekranów po których biegał i skakał „chłopek” oraz świadomość, że już za chwilę będę mógł w to wsiąknąć we własnym domu było przeżyciem, który na stałe wypalił się w moim młodym umyśle
Amiga – Defender of the Crown w wakacje 1991 roku. Po tym jak tata dość niespodziewanie przywiózł do domu nowiutką Przyjaciółkę… ekhmmm… Amigę 500 nie pozostało mi nic innego jak puścić się sprintem przez osiedle do kolegi żeby zdobyć jakieś dyskietki. Co prawda wróciłem z zaledwie dwoma tytułami: DOTC i Operation Wolf, ale obydwie gry spokojnie starczyły mi na kilka dni zabawy. Na pierwszy ogień poszedł Defender of the Crown, którego oprawa miażdżyła wszystko co do tej pory widziałem na ekranie dowolnego komputera.
PC 486DX2 – Raptor. Kiedy wreszcie dostałem swojego pierwszego blaszaka jesienią 1994 roku, który dysponował mocarnymi jak na swoje czasy podzespołami i „multimedialnym” CD_Romem wydawało się, że z miejsca powinienem odpalić Dooma albo przynajmniej jakiś nowy symulator. Jakiegoś typowego graficznego killera. Ale ponieważ na początku trzeba było oswoić się z nowym systemem to zacząłem od czegoś prostego co akurat w sklepie zainstalowano mi na dysku. Czekał tam Raptor, typowa arcadowa strzelanka 2D. Żaden szał, ale nawet taki tytuł wystarczył żebym przetestował jak brzmi Sound Blaster podpięty do wieży Diora.