Na strzelanki chodziło się do salonu gier. Tam zawsze było kolorowo, szybko i efektownie. W końcu maszyny arcade miały przeważnie dużo mocniejsze bebechy niż typowy 8-bitowy komputer. Ale domowe sprzęty maiły też swoje mocne tytuły i niejeden kosmiczny shooter dostarczał mnóstwa emocji. URIDIUM w wersji na C64 zrywało kask popylając w 50 klatkach animacji/sek. Lawirowanie statkiem między nadlatującymi falami nieprzyjaciół wymagało niezwykłej precyzji i anielskiej cierpliwości kiedy licznik pozostałych „żyć” kurczył się w zastraszającym tempie. W Bajtku wydrukowali nawet mapę do gry, trochę na wyrost bo kto by tam patrzył na układ poziomu siejąc pożogę w jednostkach wroga? W domu nie trzeba było dorzucać żetonów do paszczy automatu więc zabawa mogła trwać bez końca. No, przynajmniej do momentu kiedy mama nie kazała wyłączyć tego cholernego komputera!