Ostatnia Krucjata

Ponownie obejrzałem „Ostatnią Krucjatę” i… O, matko! Ale ten film dobrze się trzyma. To jest kwintesencja kina przygodowego. W domu zaliczyliśmy seans za jednym wieczornym podejściem i moje dzieciaki patrzyły w ekran z zapartym tchem. Jest jeszcze nadzieja w młodych. Wróciłem też po raz któryś do przygodówki od mistrzów z Lucastarsu. To taki deser po dobrym seansie. Chociaż grę dobrze pamiętam z czasów Amigi, a lata później grałem kilka razy w wersję PC EGA, to tym razem sięgnąłem po edycję w 256 kolorach VGA więc jest w tym szczypta odkrywania Indiany na nowo. Z niewielką pomocą opisu z Secret Service bo nerwy w klikaniu na dziesiątki obiektów na ekranie już nie te. Była też wersja zręcznościowa, ale nie dowiozła emocji tak jak porządne point’n’click.