Mordoklep po Polsku

Dwa polskie mordoklepy, które miały zawojować nasz polski amigowy rynek, a potem może i świat (?). Franko w przeciwieństwie do typowych zachodnich bijatyk postawił na swojskie klimaty. Blokowisko wyciągnięte jak z typowego miejskiego krajobrazu (tutaj Szczecin) z jego odrapanymi klatkami, napisami na murach i kibolami czekającymi kogo tu skroić z drobnych. Oklepywanie kolejnych fal przeciwników w asyście okrzyków „Wąchaj” i „Spadaj pierdoło” budowało poczucie odbywania spaceru jak u siebie. Szkoda, że technicznie to była padaka. Niedbale narysowana grafika, koślawe animacje i bieda dźwięk odstawały nawet od kilkuletnich zachodnich produkcji. Ale, że Franko był nasz, polski to się grało, a przynajmniej wypadało go zobaczyć w akcji. Z kolei Doman poszedł w klimaty staro-słowiańskie gdzie dzielni mężowie szli w bój bezpardownowo odrąbując członki każdemu kto krzywo na nich spojrzał. Wykonanie nie było jakoś specjalnie lepsze od poprzednika, ale przynajmniej dorzucono dwa istotne dla nastoletnich graczy elementy. Więcej krwi i tryb dla dwóch osób. Wyszło trochę jak tania kopia Golden Axe