Pięć wersji Wolfensteina o których być może nie słyszeliście:
1 – 3DO – najbardziej egzotyczna konsola w zestawieniu i najlepsza konwersja. Wygląda jak odpalona na dobrym PC i śmiga bez zadyszki. Nazistów likwiduje się z pieśnią na ustach ponieważ grę doposażono w nową ścieżkę dźwiękową. Szkoda tylko, że sterowanie niewygodnym padem to taka katorga.
2 – Atari Jaguar – kolejna solidna konwersja korzystająca z dobrodziejstw układów konsoli pozwalających sprawnie i szybko przeliczać grafikę. Gra działa nawet za szybko przez co momentami zamiast walczyć z żołnierzami trzeba się skupiać na zbyt gwałtownych ruchach postaci. To jedyny port usprawniony o dodatkowe bronie, etapy i opcję save w dowolnym momencie.
3- SNES – rodzinna polityka Nintendo wykastrowała Wolfa z krwi, owczarków niemieckich a Hitler stracił bitmapowego wąsa… W niektórych miejscach strzelamy za to do przerośniętych szczurów tryskających szarą mazią. Poza tym wszyscy Niemcy mówią po angielsku. Dziwna wersja, ale technicznie wygląda całkiem znośnie jak na 16-bitowy sprzęt
4- Game Boy Advance – jakim cudem na przenośnej konsoli Nintendo pojawiły się swastyki i naziści upadający w kałużach krwi z okrzykiem „Mein Leben” ? Nie mam pojęcia, ale dzięki temu udało się zachować klimat oryginału. Dobra wersja do pogrania na lekcji historii
5- ZX Spectrum – eksperymentalny port na ZX’a 128 działający w dodatku na „gołym” komputerze. Czarno-biała grafika zajmująca jakąś ćwiartkę ekranu wygląda kosmicznie jak na ten 8-bitowy sprzęt i jeszcze ma czelność działać całkiem płynnie. Można pobiegać po znajomo wyglądających korytarzach i ustrzelić kilku jednakowych żołnierzy. Gdyby tak wydać coś takiego w 1990 roku to Bajtek miałby o czym pisać