Afterburner

Afterburner – do takich tytułów bardzo lubię wracać po latach. Szybki arcadowy szpil z prostymi zasadami „Ty kontra reszta świata”. Tysiące wystrzelonych pocisków w kolejne nadlatujące fale wrogich samolotów, eksplozje zalewające ekran podobnie jak smugi ciągnące się za pociskami posłanymi w kierunku odległych celów, bandyci siadający na ogonie wymagający wykonania szaleńczych manewrów joystickiem byle uskoczyć z pola ostrzału. Chwila nieuwagi i nasz F-14 efektownie zamienia się w kupę pixelowego gruzu. A wszystko to pomykające w stałych 60 klatkach na sekundę ze „skórką” ekranu i filtrem CRT doskonale oddaje ducha automatowego oryginału we własnym domu.

Quake ma 27 lat

Dokładnie 27 lat temu pojawił się pierwszy Quake. Tytuł przełomowy przede wszystkim pod względem oprawy przenoszącej nas z epoki FPSów ze skalowanymi bitmapami do pełnego trójwymiaru i pokazującego w którym kierunku pójdzie branża gier. U mnie od razu pojawił się problem pod tytułem wymagania sprzętowe. Mój 486DX2 nie był w stanie rozsądnie pociągnąć tej gry na pełnych detalach i w przyzwoitej wielkości oknie. Dlatego kolega z Pentium 90 Mhz na pokładzie był na wagę złota.

Latajaca forteca

Kompletne filmowo-growe doświadczenie z edukacyjną nutą A.D. 1993. Seans „Ślicznotka z Memphis” o załodze amerykańskiego bombowca dokonującego nalotów na niemieckie cele i zaraz potem ogranie poważnego symulatora B-17 od Microporse z niewielką pomocą opisu z Top Secret.

Tajemnicze przypadki Laury Bow

Zabrałem się za ogranie po latach kolejnej przygodówki. Padło na grę Laura Bow 2 od Sierry, która co prawda trafiła na moje 486 w połowie lat 90-tych, ale nie miałem chęci jej kończyć w zalewie innych blaszakowych produkcji. Teraz nadrabiam zaległości i robię to z opisem przejścia bo przyznam że nie mam zdrowia walczyć z naprawdę starymi rozwiązaniami technicznymi. Niby jest to gra point’n’click, ale bez żadnego wsparcia rozgrywki typu podświetlanie istotnych miejsc/przedmiotów czy choćby wrzucania podpowiedzi w momentach totalnego zacięcia się. I oczywiście jak to w produkcji Sierry można zginąć wchodząc nie w to miejsce co trzeba. Poza tym Layura Bow wygląda fajnie w klasycznej grafice VGA. Teraz nawet bardziej doceniam taki styl wizualny niż za pierwszym podejściem. No i fabuła ma swoje momenty wyciągnięte niczym ze starego kryminału. Jak by ktoś chciał nagrać to potrzebuje 5 dyskietek 3.5 cala, najlepiej Verbatimów

Komputerowa Ostatnia Krucjata

Ponieważ pod koniec czerwca do kin z emerytury wraca Indiana to w najnowszym odcinku Loadingu wykopałem starą i wciąż dobrą komputerową adaptację „Ostatniej Krucjaty”. Opowiadam o tym jak powstała ta klasyczna przygodówka od Lucasfilmu; gdzie trzymano się scenariusza filmu, a gdzie pozwalano sobie na improwizację; jak tworzono grafikę i o tym czy Speilberg pozwolił uśmiercić pikselowego Jonesa. Link do odcinka w komentarzu. Miłego seansu

Dziewczyny z SSa

Nie da się ukryć, że naczelny grafik Secret Service czyli Pegaz lubił wrzucać na okładki pikselowe dziewczyny. I robił to dość regularnie bo wiedział jak zwrócić uwagę głównie nastoletnich czytelników. Wszystko było fajnie do momentu kiedy nie poszedł w kierunku mangowych panienek, przez co na froncie pisma lądowały jakieś czarodziejki z księżyca i ich koleżanki. Wyglądało to co najmniej słabo w miesięczniku w którym liczyła się komputerowa adrenalina, testosteron i teksturowane wielokąty. Momentami wstyd mi było kupować numery w kiosku i paradować z nimi pod pachą.

Boomerzy w akcji

Oldboye Sly i Arnold odwiecznie rywalizujący na ekranach mają swoje seriale na platformach streamingowych. Stallone pojawił się w „Tulsa King” na Showtime gdzie gra podstarzałego włoskiego mafioza, który wychodzi z więzienia po 25 latach. Zostaje grzecznie oddelegowany przez „rodzinę” z Nowego Jorku do Tulsy w Oklahomie gdzie ma się trzymać z dala od kłopotów. A że chłopisko to niespokojna dusza, której trudno odzwyczaić się od starego trybu życia to zaczyna sobie organizować wokół siebie nowych ludzi i lewe interesy. Sly bardzo dobrze odnalazł się w tej roli, inne postacie też są niczego sobie, na ekranie sporo się dzieje i gładko ogląda się kolejne odcinki.

Z kolei Arnold wszedł z buta ze swoim „Fubar” na Netflixa, tyle że zamiast solidnego kopa dostałem ledwie muśnięcie po cohones. Ten serial to trochę takie telewizyjne „Prawdziwe Kłamstwa” z mniejszym budżetem i gorszym wykonaniem. Trudno wyczuć konwencję bo z jednej strony ktoś nagle dostaje strzał w głowę z pistoletu i krew bryzga aż miło, a z drugiej strony Arnold z serialową córką rzucają sobie czerstwe rodzinne dowcipy. Sceny kaskaderskie i rozpierducha wyglądają jakoś tak sklecone byle jak. Pomimo nienajlepszego wrażenia po dwóch odcinkach to i tak pewnie zaliczę cały sezon bo jednak Arnold poruszający się z emeryckim wdziękiem ma swój urok no i jest moim bohaterem epoki video. Trzeba jechać z tym koksem