Pierwszy Joy

Klasyczny joystick Atari CX40 pamiętający jeszcze czasy konsoli A2600. Bez przyssawek, bez przycisku Fire na drążku wiec ergonomia trochę cierpiała. Za to wyzwalał dodatkowe emocje bo czasem trzymając go w dłoniach pracowało się całym ciałem strzelając do pixelowych statków albo wskakując na kolejne platformy. Jeden z podstawowych modeli do grania na 8-bitowcach kiedy nie było jeszcze dostępnych konstrukcji pokroju Apache albo Pythona.

Amiga na limicie

Lionheart, amigowe cudo. Gra w której oprawa urywała cyce – niesamowita ilość kolorów osiągnięta dzięki różnym programistycznym sztuczkom, paralaksa na kilku planach, tryby skalowani i obracania oraz płynniutka animacja. Do tego klimat czystego fantasy, bohater w odpowiedniej stylówce – włosy do pasa, ciasne gatki i kozaki biegnie ciągle w prawo ( i czasem do góry albo w dół ) albo leci na smoku plującym ognistymi kulami siekając po drodze kolejne zastępy potworów. A wszystko po to żeby odzyskać starożytny artefakt chroniący jego krainę. Przy okazji musi zdjąć klątwę ze swojej narzeczonej zaklętej w kamień. Grało się!

Wściekły Pies McCree

67 dyskietek człowieku! 67!!! Na tylu flopach ludzie potrafili nagrać Mad Dog Mcree, żeby tylko spróbować na własnym blaszaku tego nowego rozdziału elektronicznej rozrywki. Gra, która oryginalnie wyszła na kompakcie (jako konwersja wersji na automaty) miała pokazywać dosłownie filmowy rozmach. Wszystkie sceny nakręcono w plenerze w miasteczku rodem z dzikiego zachodu. W ujęciach pojawiali się kowboje, lokalne oprychy, szeryf i obowiązkowy grabarz. Wszystko pięknie tylko gra okazała się totalną wydmuszką. Każdy fragment był do bólu oskryptowany, przeciwnicy zawsze pojawiali się w tych samych miejscach w danej sekundzie i trafieni wypadali przez drzwi salonu w identyczny sposób. Wizualnie przyszłość, mechanicznie archaizm. W recenzji Secret Service redaktor wlepił maksymalne oceny, że aż skale wywaliło. Taka to była „rzetelna” konsumencka porada

Plakaty

Plakaty z gier. Kiedyś stanowiły istotny element pism komputerowych, przynajmniej tych na zachodzie bo u nas nie było to tak często praktykowane. Grafiki przedstawiające plujące ogniem pojazdy, obwieszonych pukawkami komandosów, roboty z obowiązkowymi działkami laserowymi, wyścigówki lecące bokiem po zakrętach zdobiły ściany w pokojach nastoletnich graczy. Odpowiednia manifestacja swojego hobby. To wieszać? 😉

Ile?!!!

W nowe gry pocinam ostatnio rzadko. Ale jak patrzę co się będzie działo z cenami tytułów na Nintendo Switch 2 to mam ciary. Nawet 90 Euro za nowość to już niebezpieczne zbliżenie się do magicznej, psychologicznej bariery „stówy”. Guybrush miał rację te 35 lat temu mówiąc o tym w zakończeniu Monkey Island. Nawet jeśli nie brał pod uwagę inflacji (wychodzi 48 dolary na dzisiejsze).

Lotus w Joysticku

Telewizyjny Joystick już w swoim czasie był dość siermiężną próba nawiązania do podobnych zachodnich programów. Odchodziły tam przeciwne akcje w stylu „zawodnik w zasadzie pierwszy raz gra na komputerze” co skutkowało kręceniem się bez celu po ekranie albo konkurencja w typowym symulatorze lotu, gatunku który z założenia wymaga przeglądnięcia sporej instrukcji wraz z ogarnięciem klawiszy kontrolnych. Ale od wielkiego dzwonu zdarzały się rozgrywki w mocne tytuły jak choćby amigowy Lotus. Dwójka graczy w studio rywalizowała wówczas na podzielonym ekranie o pierwszeństwo na mecie. Były wiec emocje, dynamika i teksty przed telewizorem w stylu „ja na pewno pojechałbym lepiej”