Hill Valley

Z tym postem powinienem się przenieść w czasie „na wczoraj” ponieważ 12 listopada 1955 roku Marty McFly miał jedyną szansę na swój Powrót do Przyszłości. To właśnie wtedy piorun miał uderzyć w budynek ratusza Hill Valley generując niezbędne „1.21 gigawata energii” wehikułu doktora Browna.

Film był na pewno jednym z pierwszych jakie mieliśmy w domu na kasecie video i stanowił nieodłączny składnik żelaznych hollywoodzkich produkcji, które oglądało się na okrągło i bez kszty znudzenia. DeLorean robił na mnie kosmiczne wrażenie, a sceny z pościgu przy centrum handlowym i finałowa jazda ku przyszłości znałem na pamięć co do sekundy i ujęcia. Na drugim miejscu najważniejszych elementów filmu była deskorolka Martyego. Oczywiście musiałem mieć swoją na której szalałbym po osiedlowych chodnikach i czesał różne triki. Deskę owszem dostałem, ale ówczesnej rodzimej produkcji, która przypominała plastikowy odpad do którego ktoś krzywo dokręcił kółka. No więc za dużo na niej nie pojeździłem. Większe nadzieje wiązałem z tym co zobaczyłem w drugiej części filmu. Gdzieś poszła plotka, że deskolotka będzie faktycznie do kupienia bo ktoś opatentował jak to cudo ma działać. Jako że nie było jak tego zrewidować, a mój młodzieńczy umysł wierzył w niemożliwe to parę miesięcy minęło zanim otrzeźwiałem, że z szybowania po szkolnym boisku nici

Mordoklep po Polsku

Dwa polskie mordoklepy, które miały zawojować nasz polski amigowy rynek, a potem może i świat (?). Franko w przeciwieństwie do typowych zachodnich bijatyk postawił na swojskie klimaty. Blokowisko wyciągnięte jak z typowego miejskiego krajobrazu (tutaj Szczecin) z jego odrapanymi klatkami, napisami na murach i kibolami czekającymi kogo tu skroić z drobnych. Oklepywanie kolejnych fal przeciwników w asyście okrzyków „Wąchaj” i „Spadaj pierdoło” budowało poczucie odbywania spaceru jak u siebie. Szkoda, że technicznie to była padaka. Niedbale narysowana grafika, koślawe animacje i bieda dźwięk odstawały nawet od kilkuletnich zachodnich produkcji. Ale, że Franko był nasz, polski to się grało, a przynajmniej wypadało go zobaczyć w akcji. Z kolei Doman poszedł w klimaty staro-słowiańskie gdzie dzielni mężowie szli w bój bezpardownowo odrąbując członki każdemu kto krzywo na nich spojrzał. Wykonanie nie było jakoś specjalnie lepsze od poprzednika, ale przynajmniej dorzucono dwa istotne dla nastoletnich graczy elementy. Więcej krwi i tryb dla dwóch osób. Wyszło trochę jak tania kopia Golden Axe

Loading #119 – Szkopy, tajni agenci i demolka na Marsie

W nowym odcinku Loading ciągniemy dalej temat starych FPSów męcząc się z tragedią branży pod tytułem Daikatana (a raczej Dajkaszana), sprawdzamy co słychać u szkopów w zamku Wolfenstein, i przypominamy  sobie drążenie skalnych korytarzy w Red Faction. Ponadto zwracam waszą uwagę na aukcję charytatywną w której można zdobyć kilka loadingowych fantów. Szczegóły na początku odcinka

Ciche Wzgórze dwa

Silent Hill 2 – mój top growych horrorów. Siedziałem nocami przed kineskopowym telewizorem, trzymając w dłoniach pada od PS2 i przemierzałem kolejne miejscówki posępnego miasteczka. Opuszczony szpital, więzienie czy stary apartamentowiec z ich odrapanymi ścianami i zdezelowanym wyposażeniem oraz lokatorami wyciągniętymi jak z sennych koszmarów robiły niesamowite, przerażające wrażenie. Do tego sugestywne odgłosy – tu za ścianą coś stuka, tam słychać zbliżające się kroki z ciemnego korytarza, a gdzieś w oddali wyje syrena alarmowa. I gdzieś tam nad bezpieczeństwem tej koszmarnej wycieczki czuwa upiorna postać Piramidogłowego.

Tekken

Na naszej krakowskiej giełdzie komputerowej kiedy w połowie lat 90-tych dominowały tam PCty było takie jedno stanowisko na którym sprzedawca miewał czasami uruchomione Playstation. Konsolę znałem co najwyżej z podjarek Gulasha w Secret Service i kilku screenów z gier więc nie przepuszczałem okazji żeby sobie pooglądać na żywo jak to cudo działa. Stoisko zawsze miało wianuszek gapiów patrzących co tam się wyprawia na ekranie. A działo się dużo, płynnie, kolorowo i efektownie. Gry, które na przeciętnych blaszakach dostawałyby  zadyszki tutaj śmigały aż miło. Szczególnie Tekken był objawieniem bo takich tytułów PC w zasadzie nie posiadał (gdzieś tam wyszedł marny FX Fighter). Od tego momentu rozpoczęło się stopniowe zagarnianie kawałka terenu giełdy przez konsole co widać było szczególnie kiedy weszła możliwość wykonania przeróbki i kupowania tłoków jak w przypadku komputerów. Zresztą sam wówczas Szaraka kupiłem, w dodatku w bardzo rozsądnym terminie czyli na 3 miesiące przed maturą i egzaminami na studia. Ot tak żeby się trochę odstresować

Krakowskie Retrospekcje XI – fotorelacja

Piguła zdjęć z sobotniej imprezy Krakowskie Retrospekcje. Jak zwykle było wybornie. Ludzie dopisali, podobnie jak komputery i konsole. Dobrze jest raz w roku spotkać się w Krakowie i wygrzać w blasku kineskopowych monitorów. Co do edycji w roku 2024 bo kilka osób mnie już o to pytało – budynek idzie lada moment na sprzedaż i wprawdzie do przyszłych wakacji będzie jeszcze funkcjonował po staremu to zaraz potem nowy właściciel ma w planach przerobić go na hotel. Tak, że niestety miejscówka będzie stracona i jeszcze nie wiem czy zdążymy na tej sali zrobić kolejną imprezę. Okaże się za kilka miesięcy. A fotorelacja głównie w obiektywie Roberta Słuszniaka

[Czytaj dalej…]

„Nowości” na półce

Na półkę wjechały oryginalne starocie: Red Baron, M1 Tank Platoon i Chuck Yeager. Jest coś niesamowitego w tych pudełkowych wydaniach gier z lat 90-tych, szczególnie jeśli mowa o symulatorach. Praktycznie każde wydanie miało solidną zawartość. Oprócz pachnących fabryką (a raczej tłocznią) nośników pudle znalazły się w zależności od tytułu: specjalne nakładki na klawiaturę z rozpisanymi klawiszami kontrolnymi, mapy terenów działań wojennych, broszury informacyjne i przede wszystkim instrukcje. Te opasłe tomiska liczące czasem po 200 i więcej stron tłumaczyły nie tylko zasady gry, ale też uczyły wirtualnego pilotażu, pokazywały manewry, opisywały historyczne konflikty oraz uzbrojenie. Taka drukowana wikipedia niesłusznie minionych czasów.

[Czytaj dalej…]

Kingpin

Czy te oczy mogą kłamać? PCtowy Kingpin to gra zdecydowanie dla dużych chłopców. Ciężki gangsterski klimat, wszechobecna brutalność i krew bryzgająca na ekranie. Jak na 1999 rok produkcji to tytuł wyglądał aż zbyt „realistycznie”. To już nie kilka pixeli na krzyż, ale konkretne modele postaci przypominające najgorszych degeneratów z sylwetkami wpisanymi w kwadrat.  Do tego otoczenie z jego obskurnymi melinami, magazynami nielegalnego bimbru i ciemnymi uliczkami na których lokalni dżentelmeni gawędzą przy koksownikach. Kingpin miał sugestywnie wykreowany wirtualny świat przypominają w którym rządziły siła oraz pieniądz. Chociaż zwiedzane miasto jest fikcyjne to aż kipi klimatem Chicago albo Nowego Jorku lat 30/40-tych. Niedługo będzie okazja do powtórzenia sobie tj gry bo pod koniec roku ma pojawić się remake